-daję 5 łapek!

Szczęście i stabilizacja mogą być tylko pozorne, a porzucone pasje czy marzenia potrafią wpędzić w otępienie. Prawda wypierana przez lata prowadzi do zmiany osobowości i zatracenia radości z drobnych rzeczy. Taka jest Bernadette (Cate Blanchett) – postać zbudowana z fobii, uprzedzeń i braku uprzejmości. Richard Linklater zabiera nas na amerykańskie przedmieścia, by przyjrzeć się życiu pewnej rodziny – rodziny, którą można uznać za szczęśliwą i pełną sukcesów, ale to tylko pozory…

Gdzie jesteś, Bernadette? Gdzie jesteś, Linklaterze?

Tak naprawdę życie w ogromnym domu w Seattle jest piękną kreacją, którą – niczym wierzchołek góry lodowej – mogą podziwiać zazdrośni sąsiedzi. To, co kryje się pod powierzchnią stanowi sedno Gdzie jesteś, Bernadette?, a  reżyser pozwala nam powoli zanurzać się w głąb emocjonalnego oceanu, by odkrywać prawdę o uroczej rodzinie Fox. Bynajmniej nie jest to thriller czy mrożąca krew w żyłach rodzinna psychodrama, a raczej urocza i osnuta bajkowym klimatem przypowieść o życiu w zgodzie z własnymi pragnieniami. 

Przeczytaj także: Manifesto

Bernadette była dobrze zapowiadającym się architektem w Los Angeles, ale różne zrządzenia losu rzuciły ją do Seattle, gdzie wraz z mężem Elgie (Billy Crudup) założyła rodzinę i została panią domu. Kiedy on realizował się jako animator w Microsoft, ona wychowywała uroczą dziewczynkę. Bee (Emma Nelson) stała się jej prawdziwą – i jedyną – przyjaciółką, z którą rozumie się bez słów. Lekko ekscentryczna, z niebanalnym poczuciem humoru i wstrętem do ludzi musi poradzić sobie z własnymi lękami, by w ramach prezentu dla Bee przygotować się do wyprawy na Antarktykę. 

Gdzie jesteś, Bernadette?

Richard Linklater doskonale potrafi wykorzystać komediowy potencjał, jaki tkwi w Gdzie jesteś, Bernadette?, ale – ku mojemu zaskoczeniu – brakuje mu pazura, by nadać tej historii nieco bardziej osobistego rysu. Ten film mógłby zostać wyreżyserowany przez każdego i aż trudno uwierzyć, że ta produkcja wyszła spod rąk człowieka odpowiedzialnego za Boyhood. Jedyną wyrazistą i poruszającą postacią jest Bernadette, a to za sprawą fenomenalnej Cate Blanchett. Pełna neuroz, nieco dziwnego poczucia humoru i chaotycznej energii jest wielowymiarowa i nie daje się wepchnąć w schemat szalonej kreatorki czy wizjonerki. Reszta obsady tak naprawdę jest tłem, które wypełnia przestrzeń wokół wybitnej aktorki. Elgie to zagubiony i zmęczony życiem wiecznie nieobecny ojciec, a Bee to mądra nastolatka, która widzi więcej niż dorośli. 

Przeczytaj także: W deszczowy dzień w Nowym Jorku

Gdzie jesteś Bernadette? po bardzo dobrym początku w połowie traci tempo i przedziwna wolna zamknięta w ramach dwóch rozmów – z terapeutką i dawno niewidzianym przyjacielem – zmienia wymowę opowieści. Po pierwotnym budowaniu nieco czarnej komedii przenosimy się do mrocznej bajkowej krainy, gdzie dotarcie zwykłych śmiertelników na biegun południowy jest tak łatwe jak wieczorny spacer po lesie. Pingwiny stają się uroczym stworzonkami, a ujęcia monumentalnych lodowców przypominają zdjęcia wprost z National Geographic. Wszystko staje się piękne i łatwe. Świat przefiltrowany przez pragnienia bohaterów zaczyna się zamieniać w uroczą acz nieco naiwną bajkę. 

Gdzie jesteś, Bernadette?

Richard Linklater stworzył film miły i przyjemny, który ogląda się z lekkością. Szkoda, że jest przy tym tak mało wyrazisty i momentami anemiczny. Gdzie jesteś Bernadette?  wybija się ponad przeciętność za sprawą Blanchett, która potrafi doskonale wyważyć paranoję, szaleństwo i emocjonalną powściągliwość. Z pełnią zaangażowania opowiada o tym, jak bardzo ważne jest podążanie za własnymi pragnieniami i dawanie ujścia artystycznej duszy. Twórczość i kreatywność nie mogą i nie powinny być tłumione, a ekscentryczność jest w cenie. Warto być sobą…

Related Posts

Lubię bajkowe opowieści, w których dziewczynki są w centrum i samodzielnie pokonują przeszkody....

Amerykański sen nie jest dla każdego. Mit od zera do milionera już dawno upadł. Ciężka praca nie...

Czy myśleliście kiedyś o tym, jakby to było spotkać swoją starszą wersję? Czy miałaby dla Was...

Leave a Reply