8 łapek!– daję 8 łapek!

Prawdziwa mieszanka wybuchowa. Ben Wheatley urządza sobie teatr godny samego Quentina Tarantino. Zamyka swoich bohaterów, niczym w „Nienawistnej ósemce”, w jednej przestrzeni, wręcza im broń, piękna kobietę i walizkę pełną pieniędzy. Krótkie spotkanie biznesowe przeradza się w kanonadę wybuchów i niezliczoną ilość trupów. Kto przetrwa tą wojnę na słowa i strzały?

Free fire Cillian Murphy Brie Larson


„Free fire” jest czystą rozrywką. Przypomina grę komputerową, w której najważniejszym jest wyeliminowanie przeciwnika. Chris (cudowny Cillian Murphy) przez pośrednika, Justine (Brie Larson), umawia się na zakupienie broni. Pojawia się w umówionym miejscu z gromadą lekko nierozgarniętych, żeby nie powiedzieć głupich, wspołpracowników. Opuszczony budynek staje się centrum nielegalnej transakcji. Mężczyźni schodzą do piwnicy jak w otchłanie piekieł i rozpoczyna się prawdziwy teatr siły i męskiego ego.

 

Wheatley zachwyca wirtuozerią inscenizacji. Ponad godzina wystrzałów, wymierzania ciosów i powolnej destrukcji nie nudzi, wciąga i oferuje kilka zaskoczeń. Testosteron buzuje, a drobna sprzeczka przeradza się w wojnę z wykorzystaniem broni krótkiej i długiej oraz walki wręcz. Krew leje się nieskończenie, kości pękają a reżyser nie uznaje żadnej granicy w pokazywaniu zniszczenia i przemocy, która jawi się czystą rozrywką.

Dyskusyjna pozostaje kwestia, czy Wheatley nie zagalopował się nieco w swojej wizji. Nie stracił wyczucia dobrego smaku. Z pewnością jego pomysłowości przyprawia o ból głowy, ale zachwyca maestrią wykonania. Aktorzy bawią się swoimi postaciami, ironicznie ogrywają ich intelektualne ograniczenia. Cięta riposta i niewyszukany żart spełniają swoją rolę.

„Free fire” to rollercoaster, który przynosi perwersyjną radość. Oburzenie i strach miesza z radością tak, że po chwili ma się ochotę powtórzyć tę jazdę bez trzymanki. I choć na ekranie pojawia się tylko jedna kobieta, Brie Larson doskonale rozgrywa karty. Jest niczym przyczajona Lara Croft, która czeka na ostateczne uderzenie. Kto wyjdzie z tego starcia zwycięsko? Jedno jest pewne – nie zabraknie emocji i ogłuszających strzałów. Wheatley trafia w dziesiątkę.

Related Posts

Amerykański sen nie jest dla każdego. Mit od zera do milionera już dawno upadł. Ciężka praca nie...

Czy myśleliście kiedyś o tym, jakby to było spotkać swoją starszą wersję? Czy miałaby dla Was...

Lubię filmy, które rozbijają magiczną bańkę, w której macierzyństwo to droga usłana płatkami róż....

Leave a Reply