- Zonda, folclore argentino (Argentyna, Argentyna), reż. Carlos Saura, Hiszpania, Argentyna
– daję 7 łapek!
Tak, to ten Saura. Tym razem mistrz pokaże nam historię argentyńskiej muzyki. Hiszpańskiego z tą produkcją może nie poćwiczymy, ale zatopimy się w kulturze południowoamerykańskiej.
- El club (Klub), reż. Pablo Larraín (2015), Chile
– daję 7 łapek!
Niepozorny szary dramat, który między wierszami przemyca szokujące treści. Relatywizm moralny, trauma, (nie)rozliczanie grzechów kościoła katolickiego.
- Nuestros amantes (Nasi kochankowie), reż. Miguel Ángel Lamata (2016), Hiszpania
– daję 6 łapek!
Nie będę Was oszukiwać – to jest po prostu przeciętna komedia romantyczna. Przyjemna, ale szczególnie polecam ją pod względem treningu umiejętności językowych – za grą słowną strzelających pospiesznie kolejnymi zdaniami bohaterów trudno nadążyć!
- Secuestro (Porwanie), reż. Mar Targarona (2016), Hiszpania
– daję 6 łapek!
„Missing boy” trzyma w napięciu już od samego początku. Pierwsze kadry kreują w wyobraźni widza pewną wersję wydarzeń, ale szybko okazuje się, że twórcy Netflixa chcą nam opowiedzieć zupełnie inną historię. Nienajgorszy thriller.
- Cómo sobrevivir a una despedida (Babski weekend), reż. Manuela Burló Moreno (2015), Hiszpania
– daję 6 łapek!
Hiszpańska i żeńska wersja „Kac Vegas”. Paczka kumpelek rusza na wieczór panieński na Wyspy Kanaryjskie. Głupkowato, ale przyjemnie.
Przeczytaj TOP 5 filmów o imprezach!
- El aviso (Ostrzeżenie), reż. Daniel Calparsoro (2018), Hiszpania
– daję 6 łapek!
Zabójstwo na stacji benzynowej. Jedno, drugie… Czy można doszukać się jakiejś zależności? Genialny matematyk odkrywa wzór śmierci.
- Voces (Nie słuchaj ich), reż. Angel Gómez Hernández (2020), Hiszpania
– daję 6 łapek!
To jest nie tak znowu bardzo odkrywczy horror, który nie straszy mocno, ale nie jest gniotem klasy C. A wiecie, co jest w nim najlepsze? Że nie wyczekujemy śmierci głównego bohatera aż do napisów końcowych.
- El Árbol de la Sangre (Drzewo krwi), reż. Julio Medem (2018), Hiszpania
– daję 6 łapek!
Úrsula Corberó i Álvaro Cervantes powinni zatriumfować w jakimś rankingu najbardziej irytujących par ekranowych. Ale poza tym ten pogmatwany dramat ma kilka przyciągających i intrygujących punktów. Surrealistyczna narracja tylko mami widza, bo tak naprawdę wszystko jest tu żywe i realne, aż do bólu realne.
- El bar (Bar), reż Álex de la Iglesia (2017), Hiszpania
– daję 6!
Jesteśmy zamknieci w barze. Uy (to takie hiszpańskie!), jak klaustrofobicznie! Grupa nieznajomych próbuje uciec przed niezidentyfikowanymi oprawcami. Jeśli masz specyficzne poczucie humoru, ten horror rozbawi Cię do łez!
Zapraszamy do śledzenia nas na Facebooku i Instagramie!