– daję 7 łapek!
Nie mam nic przeciwko baśniowej fantastyce albo dobrze uargumentowanym rewolucjom w science fiction. Choćby teorie były nawet najbardziej zakręcone – film broni się, jeśli jest w nim wystarczająca ilość „science” i całości nie przytłacza „fiction”.
Urzekł mnie „Interstellar”, lubię „Łowcę androidów” czy „Matrixa”. Ale podróże w czasie sprawiają, że podchodzę do danego tytułu z niemałą dozą podejrzliwości. To coś, co rzadko wychodzi.
„Fatamorgana” opowiada o spotkaniu kilkunastoletniego chłopca z kobietą z przyszłości. Zawsze irytuje mnie prostolinijność podejścia do skutków manipulacji czasem. Bohater skacze do przeszłości, zmienia bieg wydarzeń, wraca do swojej teraźniejszości i zastaje rzeczywistość odmienną od sobie znanej. Wszyscy wokół mają wspomnienia z wczoraj, przedwczoraj, zeszłego tygodnia, choć dla naszego bohatera nigdy ten okres nie istniał.
Gdy bohater znów się przemieści i coś namiesza, po powrocie zastanie jeszcze inną wersję teraźniejszości. To tak, jakby we wszechświecie równolegle znajdowało się nieskończenie wiele pasm czasoprzestrzeni, żyjących własnym życiem. Bałam się, że „Fatamorgana” nie ma do zaoferowania wiele więcej. Rzeczywiście film nie zawiera wystarczającej dozy „science”, ale scenariusz pozostaje znośny.
Vera (Adriana Ugarte) zdaje się wieść idealne życie. Kochający mąż, urocza córeczka, dająca satysfakcję praca, oddani przyjaciele, przeprowadzka do dużego domu z ogrodem. Wydaje się, że lepiej być nie może. A jednocześnie jest to obraz bardzo realistyczny – twórcy wyjątkowo zręcznie kreślą dla nas wprowadzenie do tej historii. Sama Vera jest tak pogodna i charyzmatyczna, że nie sposób jej nie polubić – to na jej postaci opiera się cały film.
Obawiałam się nieprzyjemnego swędu kiczu, kiedy na niebie zaczęły pojawiać się złowieszcze wyładowania elektrostatyczne, a jedna z bohaterek mruknęła ponurym głosem, że dokładnie taka sama burza była „wtedy, przed laty”.
Anomalie pogodowe sprawiają, że w salonie samoistnie włącza się w nocy telewizor. Vera budzi się i zaintrygowana rozpoczyna seans. Nagle dostrzega na ekranie chłopca, o którym słyszała, że mieszkał w tym domu i nie żyje od przeszło dwóch dekad. Chłopiec z przeszłości także widzi Verę. Rozmawiają… Kobieta ostrzega nastolatka, opowiadając mu o jego własnej śmierci. Ma nadzieję, że uda jej się uratować chłopca. Tylko czy interwencja w przeszłość nie wpłynie drastycznie na teraźniejszość Very?
„Fatamorgana” nie jest arcydziełem sci-fi, ale stanowi przyjemne kino rozrywkowe. Wartka akcja i dobrze zbudowane postacie to duże plusy hiszpańskiego thrillera. Także próba rozwiązania kwestii podróży w czasie i interwencji w bieg wydarzeń przemawia do mnie i jestem w stanie zaakceptować zastosowany pomysł. Nasze poczynania mogą zależeć od jednej osoby, a całe życie może determinować jedno zdarzenie. I: nie ma na świecie nic silniejszego niż miłość matki.
Zapraszamy do śledzenia nas na Facebooku i Instagramie!
[R-slider id=”2″]