-daję 4 łapki!
Ten film jest jak Eurowizja: przaśny i kiczowaty, ale z jakąś nieprzewidywalną nutką sympatii. W końcu Will Ferrell może być ucieleśnieniem wszystkiego, co najgorsze w tym muzycznym konkursie. Eurovision Song Contest: Historia zespołu Fire Saga opowiada o życiowym nieudaczniku, który wszystko podporządkował nierealnemu marzeniu. Antypatyczny Dyzio marzyciel udowadnia nam, że misja nie dotrze do celu, kiedy w grę nie będą wchodzić emocje.
Przeczytaj także: Platforma
Lars (Will Ferrell) i Sigrit (Rachel McAdams) grają ze sobą od zawsze. Ich islandzki zespół uświetnia wieczorne imprezy i rodzinne uroczystości w małej i spokojnej miejscowości. Nikt nie traktuje ich poważnie, a ambicje Larsa zawsze spotykają się z ironicznym uśmiechem. Kiedy do gry wkraczają magiczne elfy, Fire Saga dostaje się do konkursu Eurowizji. Ich misją jest nie tyle wygrana, co nieskompromitowanie swojego kraju. Niewielu wierzy w sukces, choć trzeba przyznać, że Larsowi nie brakuje polotu i wyobraźni.
Eurovision Song Contest: Historia zespołu Fire Saga wchodzi w kiczowaty klimat europejskiego konkursu piosenki, ale nie potrafi do końca się zdecydować między lekką komedią, miłosną opowieścią i ironicznym obśmiewaniem. David Dobkin nie do końca potrafi żonglować podjętymi tematami, a żarty Ferrella nie mają przestrzeni, by odpowiednio wybrzmieć. Trudno zresztą oczekiwać humoru wysokich lotów, bo aktorze i komiku, który od kilku lat nie stworzył niczego dobrego.
Przeczytaj także: Miss America
Lars jest nieudacznikiem, którego nie szanuje własny ojciec. I choć los rzuca mu kłody pod nogi, nie zamierza się poddać w dążeniu do celu. Wydawać by się mogło, że jego ambicja i poczciwa „ciapowatość” sprawią, że będziemy kibicować jego poczynaniom. Tymczasem to jedna z najbardziej antypatycznych postaci tej opowieści, która w żaden sposób nie mogła mnie przekonać do siebie. Nawet finalna przemiana nie przywraca do niego sympatii.
Rachel McAdams otrzymała niełatwe zadanie. Aktorka doskonale wchodzi w komediową rolę i na szczęście nie uderza w wysokie tony. Jej Sigrit jest najjaśniejszym elementem Eurovision Song Contest: Historia zespołu Fire Saga. Choć nosi w sobie dziewczęcą naiwność, nie wpada w karykaturę islandzkiego lekkoducha.
Pomimo tego, że film nie jest scenariuszową perełką, można z wstydliwą dozą przyjemności dać się ponieść warstwie muzycznej. Piosenki (niezbyt wysokich lotów) łatwo wpadają w ucho, a choreografia staje się ciekawą rozrywką. Niestety wszystko znika w absurdalnym scenariuszu i niedającym się słuchać islandzkim akcencie. Szkoda, że Will Ferrell nie przyjrzał się bardziej wnikliwie Eurowizji, która od lat jest niesłabnącym fenomenem.
Przeczytaj także: Koniara
Film Dobkina zawodzi i rozczarowuje. Przynosi przewidywalne prawdy objawione na temat marzeń, wytrwałości w dążeniu do celu oraz miłości, która dodaje skrzydeł. Niestety, jedna aktorka nie jest w stanie udźwignąć całego filmu. Rachel McAdams robiła, co mogła.