Woody Allen ma na swoim reżyserskim koncie dziesiątki filmów, które budują jego dobrą reputację. Wdzięk i lekkość opowiadania przyciągają widzów do kin, bawią i wzruszają, ale również stanowią inspirację dla wielu twórców. Co jakiś czas prasa wyławia jakąś produkcję inspirowaną stylem Mistrza. Choć są to porównania bardziej bądź mniej trafne, coś jednak jest na rzeczy. W końcu Allen reżyseruje nieprzerwanie od pięćdziesięciu lal, a jego filmy zyskały niepodważalną markę jakości.
W ciągu ostatnich lat wśród reżyserów inspirujących się twórczością nowojorczyka pojawiły się takie osoby, jak Noah Baumach („Frances Ha”) czy Rebecca Miller („Plan Maggie”) – przedstawiciele młodego pokolenia twórców czy nieco starszy John Torturro („Casanova po przejściach”). Moją uwagę przykuł jednak Peter Bogdanovich i jego ostatni film „Dziewczyna warta grzechu”.
Urodził się dwa lata później niż Woody Allen, w 1939 roku, w Nowym Jorku i ma żydowskie korzenie. Jego rodzice uciekali z Europy przed nazizmem. Już od najmłodszych lat interesował się filmem i sztuką – namiętnie czytał Cahiers du Cinema. Jako reżyser debiutował w 1968 roku, ale film „Voyage to the Planet of Prehistoric Women” uznaje się za raczej nieudany. Trzeci film w jego karierze („Ostatni seans filmowy”) okazał się ogromnym sukcesem i otrzymał osiem nominacji do Oscara. Bogdanovich nie tylko reżyseruje, w lata 50. studiował u znanej nauczycielki aktorstwa Stelli Adler i z powodzeniem występował w telewizji, jak i na dużym ekranie. I tak jak Woody Allen pisze scenariusze do swoich produkcji. „Dziewczyna warta grzechu” jest jego dwudziestym pełnometrażowym filmem.
To opowieść o reżyserze, który powraca na Broadway, by wystawić kolejną sztukę. Arnold (Owen Wilson) przybywa do Nowego Jorku i planuje rozpocząć próby do komedii. W przeddzień castingów melduje się w hotelu i zamawia call girl. Upojna noc w towarzystwie dziewczyny o imieniu Izzy (Imogen Poots) nastroi go niezwykle romantycznie. Do tego stopnia, że zaproponuje jej niespotykany układ – w zamian za porzucenie prostytucji otrzyma 20 tysięcy dolarów i będzie mogła rozpocząć nowe życie. Ta wielkoduszna propozycja rozpętuje w jego życiu prawdziwe tornado, kiedy kolejnego dnia dziewczyna pojawia się na castingu do jego sztuki. Okazuje się, że Izzy całe życie marzyła o byciu aktorką. Nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie fakt, że jedną z głównych ról w przedstawieniu gra żona Arnolda.
Całą historię poznajemy z perspektywy Izzy, która zmieniła swoje imię na Isabelle, osiągnęła wielki sukces jako aktorka i teraz udziela szczerego wywiadu nowojorskiej dziennikarce. Długie monologi, inteligencki styl i ironiczne komentarze napędzają akcję, w której pojawia się jeszcze sfrustrowany scenarzysta pod pantoflem egoistycznej i zaborczej pani psycholog (Jennifer Aniston), zakochany w Izzy stary prawnik, żona i przyjaciel Arnolda. Ich losy splatają się ze sobą, prowadząc do zabawnych interakcji i spotkań, które mogą zaważyć na życiu bohaterów.
„Dziewczyna warta grzechu” przypomina slapstickową formę: przerysowani bohaterowie, którzy są w nieustannym ruchu, wprowadzając siebie w niebezpiecznej sytuacji. Nie chodzi tu bynajmniej o zagrożenie zdrowia czy życia, lecz o zachowanie statusu quo gwarantującego stabilną przyszłość. Isabelle przypomina allenowskich ekscentryków, którzy posiadają pewną „nadwiedzę” o świecie, a jednocześnie wątpią w sens swojego działania. Pewność siebie miesza się tutaj z zagubieniem. Widzimy intelektualny dystans w postrzeganiu świata i ludzi, a jej opowieść jest przepełniona dowcipną ironią. Imogen Poots swoim nosowym głosem przypomina Mirę Sorvino z „Jej wysokość Afrodyta”. Doskonale wpisuje się w klucz allenowksich bohaterów.
Owen Wilson jako szukający inspiracji reżyser budzi jednoznaczne skojarzenia z Gilem z filmu „O północy w Paryżu”. Prostoduszny artysta, który jest nieco zagubiony w rzeczywistości, podąża zgodnie ze swoimi ideałami: pragnie ocalić i uszczęśliwić jak najwięcej kobiet, dając im możliwość rozwoju.
Jednym z najczęściej poruszanych tematów przez Woody Allena jest psychoanaliza i liczne neurotyzmy przejawiane przez jego bohaterów. U Bogdanovicha ten temat reprezentuje Jane, psychoterapeutka, jest ucieleśnieniem problemów, które wynikają z braku pewności siebie i stałej opieki nad matką alkoholiczką. Bohaterka jest zlepkiem neuroz i wątpliwości.
Kolejnym elementem filmu Bogdanovicha, który budzi skojarzenia z twórczością Allena, jest scenografia spektaklu reżyserowanego przez Arnolda. Przypomina ona tę ze „Strzałów na Broadway”. Podobnie jak wątek aktorki, która gra call girl. Sceniczne wcielenie Izzy ma swoje korzenie w rzeczywistości.
W twórczości Allena powtarza się motyw niespełnionej miłości. Bohaterowie są nieszczęśliwi w swoich związkach, zakochują się w niewłaściwych osobach, porzucają i są porzucane, nawet w najbardziej udanej relacji nie czują się do końca spełnieni. Podobnie jest w „Dziewczynie wartej grzechu”, kiedy Delta nie jest szczęśliwa z Arnoldem, a Jane zupełnie nie pasuje do wycofanego i wrażliwego scenarzysty Joshua. Ich życie jest pasmem gry pozorów, ale wciąż pragną zawalczyć o swoje szczęście.
Film Bogdanovicha budzi skojarzenia z kinem reżysera „Zakochanych w Rzymie” nie tylko na płaszczyźnie fabularnej. „Dziewczyna warta grzechu” rozgrywa się w ukochanym mieście Mistrza – Nowym Jorku, gdzie splatają się ze sobą losy wielu bohaterów. Równie intrygująca jest ścieżka dźwiękowa. Jazz otwiera całą opowieść jeszcze zanim na ekranie pojawią się filmowe postaci. Towarzyszy im zresztą do końca, nadając specyficzny klimat intelektualnej bohemy.
Bogdanovich opowiada o artystycznym mieście, twórczej atmosferze i nowojorskiej elicie. Widać, że reżyser bawi się formą i finalnie puszcza oko do widza, zapraszając do małej roli Quentina Tarantino – znanego ze swoje miłości do kina. Choć film reżysera „Ostatniego seansu filmowego” przepełniony jest groteską i ironią, jest tylko średnio udaną imitacją Allena. Nowojorski twórca próbuje naśladować jego styl. Niestety brakuje mu lekkości w operowaniu słowem, dzięki której bohaterowie pełni sprzeczności stają się niezwykle bliscy i wiarygodni.