Katarzyna Dąbrowska gra w serialach, filmach i teatrze. Widzowie znają ją z „Na dobre i na złe” i „Belfra”, gdzie towarzyszy Maciejowi Stuhrowi w rozwiązywaniu kryminalnych zagadek. Nam opowiedziała o swojej miłości do kina i filmowych fascynacjach.
Czym jest dla Ciebie kino?
Kiedy jestem widzem, kino to magia i zachwyt, ale też rozmowa, spotkanie z nieznanym. A z mojego zawodowego punktu widzenia – to wciąż święto i tęsknota.
Co oznaczają słowa „dobry film”?
Dobry film to ten, który prowokuje, daje do myślenia, wzrusza, czaruje albo bawi.
Czy masz twórców, aktorów, których podziwiasz?
Tak, bardzo wielu! Lubię w sobie tę cechę – tę dziecięcą wręcz potrzebę zachwytu. Dziś na przykład podziwiałam moją teatralną koleżankę Agnieszkę Suchorę i innych kolegów w „Cichej nocy” Piotra Domalewskiego. Wiem doskonale, że moje środowisko w dużej mierze wstydzi się przyznawać do podziwu i zachwytów, częściej prezentując w zamian cyniczny dystans. A ja chciałabym, żeby taki czysty zachwyt był częścią każdego mojego dnia.
Na co zwracasz największą uwagę podczas oglądania filmu?
Na historię, potem na aktorstwo, a dopiero na końcu na aspekty techniczne. To trochę paradoks, bo jeśli film ma fatalne zdjęcia, czy nielogiczny montaż, to historii nie ma. Jeśli więc idę za historią i bohaterem, to tak naprawdę cała techniczna strona odpowiednio na to zapracowała. Natomiast kiksy w stylu złych fxów oddalają mnie od prawdy i od przeżycia.
Ulubiony film z dzieciństwa?
„Król Lew”, „Tajemniczy ogród”, „Niekończąca się opowieść”…
Film, na którym płakałaś?
Zbyt wiele, by zliczyć. Ja oglądam trochę jak dziecko, boję się, cieszę – angażuję się całą sobą. I dość często na filmach ryczę jak bóbr, ale to zawsze są dobre wzruszenia, oczyszczające.
Który film możesz oglądać milion razy?
Lubię wracać do filmów, które pamiętam z dzieciństwa, do Kieślowskiego, Wajdy, Polańskiego, Bergmana, Felliniego – telewizja puszczała wówczas mnóstwo filmów z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. A jeśli mówimy o rozrywce, to „Kill Bill” po raz n-ty i zawsze, o każdej porze dnia i nocy. Natomiast w okresie świątecznym – „To właśnie miłość”.
Jest film, którego wolałabyś nigdy nie zobaczyć?
„Arachnofobia” – bo nie lubię pająków. Ten film śni mi się po nocach do dziś! 🙂
Po jakie kino nigdy nie sięgasz?
Po słabe produkcyjniaki. I rzadko po horrory. „Omen” na przykład jeszcze przede mną…
Co rodzi przekonanie, że dany film musisz koniecznie obejrzeć?
Dobry reżyser i obsada.
Co jest Twoim filmowym drogowskazem?
Ostatnio częściej rekomendacje znajomych i przyjaciół niż recenzje.
Który film przyniósł Ci najwięcej radości?
Zawodowo? „Sprawiedliwy” Michała Szczerbica.
Idealny film na smutny dzień?
Na smutny dzień najlepsze są seriale – żeby dłużej pocieszyć się historią – albo filmowe maratony. Na przykład wszystkie części „Igrzysk śmierci”, trylogia „Władca pierścieni”, „Hobbit”, „Batmany” Nolana, seria o Bondzie – w zależności od potrzeb.
Bez którego serialu nie możesz żyć?
Zawsze bez tego, który właśnie oglądam… Ostatnio były to „Opowieść podręcznej” i „Wielkie kłamstewka”. A teraz oczywiście drugi sezon „Belfra”.
Z kim najchętniej oglądasz filmy?
Z ukochanym.
Który film zawsze polecasz?
Ten, który spodobał mi się ostatnio. Dziś: „Cichą noc”.
Kto powinien wyreżyserować film o Tobie?
Mam nadzieję, że ten ktoś się jeszcze nie narodził, bo wyobrażam sobie, że przede mną długie i fajne życie. Ale gdybym musiała wybrać w tej chwili, to oczywiście Quentin Tarantino! Choć i tak wolałabym mieć wgląd w scenariusz.