Dawid Ogrodnik to jeden z najbardziej utalentowanych aktorów swojego pokolenia. Każda kolejna rola zdaje się być strzałem w dziesiątkę. Obsypywany nagrodami – mówi, że nie przywiązuje do nich większej wagi. Udział w filmie, który zdobył Oscara nie sprawił, że osiadł na laurach. Szuka nowych wyzwań, nie lubi powielać podobnych ról.
Dawid Ogrodnik – szczerze o sobie, filmach i świecie [WYWIAD]
Znamy aktora z takich filmów jak „Jesteś Bogiem”, „Ida”, „Chce się żyć”, „Obietnica”, „Disco Polo” czy „Ostatnia rodzina”. Role w tych produkcjach przyniosły mu m.in. Złote Lwy i Orły.
Czym dla Ogrodnika jest aktorstwo, co lubi w kinie? Czy umie jeszcze oglądać filmy, czy już tylko je tworzy? Na jakich obrazach płacze i co widział, kiedy był w kinie po raz pierwszy?
Jak radzisz sobie z tym, że Twoje role są bardzo charakterystyczne? Czy jest to obciążenie psychiczne, a grani bohaterowie zostają w Tobie po zakończeniu zdjęć?
Podchodzę do tego po prostu jako do swojego zawodu.
Nie tak emocjonalnie?
Nie chodzi o to, czy emocjonalnie czy nie. To praca, którą trzeba wykonać. Na szczęście jest też pasją, co skłania mnie do tego, żeby się jej w jakimś stopniu poświęcić i oddać. Staram się to robić jak najlepiej.
Absolutnie zgadzam się z wypowiedzią Krystiana Lupy, która brzmiała mniej więcej tak, że aktor to człowiek, który co chwilę dochodzi do jakiejś granicy. Balansuje na bardzo niebezpiecznej krawędzi. Jeżeli ktoś się tego boi, to nie powinien być aktorem.
To jest mój zawód. Robię film, po zdjęciach także go promuję. Ale w pewnym momencie mówię sobie basta. Po prostu się odcinam, zajmuję się inną historią. Poza tym interesuje mnie dużo rzeczy poza filmem, więc zajmuję się po prostu życiem.
Masz ulubiony motyw filmowy?
Nie jestem w stanie wskazać konkretnego, bo cały czas pojawia się jakiś nowy reżyser, który pokazuje mi całkiem nowy świat. Czasami to jest Xavier Dolan, czasami Ulrich Seidl, a czasami zaskakuje mnie jakaś scena z Godarda.
To jest trochę jak z pogodą czy z naturą. Nigdy nie wiesz… Albo wiesz – intuicyjnie – domyślasz się, czego danego dnia potrzebujesz. I tego szukasz w filmie, w muzyce – i w życiu.
Jesteś świadomym widzem? Tak jak mówisz – wiesz, czego potrzebujesz i sięgasz po takie właśnie kino czy może starasz się nadążać za trendami? Oglądasz to, co jest na afiszu czy jesteś smakoszem?
Smakoszem bym siebie nie nazwał. Zajmuję się filmem i staram się być na bieżąco – na pewno z kinem europejskim. Może nie z amerykańskim, bo mniej je lubię. Mam oczywiście ulubionych reżyserów, których już wspomniałem. Moim konikiem są filmy dokumentalne. Staram się codziennie coś zobaczyć.
A masz takie – brzydko to nazwę – zboczenie, że ciężko Ci oglądać filmy jako widz? Od razu wychwytujesz fazę produkcyjną; myślisz o tym, jak jest rzucane światło, a nie co się dzieje? Przez to, że siedzisz w branży, od fabuły odciąga wiedza o tym jak powstaje film?
Nadal staram się dbać o to, żeby tego nie robić.
Jeśli oglądam film za pierwszym razem i historia mnie porywa, to staram się cały tej historii oddać i mieć frajdę z tego, że ktoś mnie zabiera w swój odrębny świat. Gdy widzę film drugi-trzeci raz, to zwracam uwagę na różne rzeczy. Chyba że oglądam film, który mi się nie podoba. Wtedy z racji tego, że się nudzę, zaczynam patrzeć na różne elementy tworzywa filmowego i myślę, jak pracowały poszczególne piony i czy mi się to podoba czy nie.
Utkwił Ci w pamięci jakiś film z dzieciństwa?
Pamiętam moje dwa pierwsze wyjścia do kina. Pierwszy film, na którym byłem to „Kłamca, kłamca” z Jimem Carreyem, drugi – „101 dalmatyńczyków”.
A filmy, na których płakałeś?
Nie odpowiem na to pytanie.
Zbyt intymne?
Nie chodzi o intymność. Ono jest po prostu patetyczne. Nie lubię utożsamiać emocji z czymś, co ma mi się podobać. Nie uważam, że wzruszenie jest największym i najodpowiedniejszym miernikiem tego, co nam się podoba.
Do wzruszenia często przyczynia się muzyka filmowa. Na ile jest ważna w produkcji?
To zależy od koncepcji. Czasami muzyka pomaga filmowi, bo nadaje mu tempo albo podbija scenę, która jest bardziej dramatyczna. Buduje dodatkowe napięcie, może być budulcem drugiego-trzeciego piętra. Może nagle zmienić trajektorię sceny; sprawić, że zaczynamy myśleć o niej w inny sposób.
I super, że jest takie narzędzie. Ale lubię małą ilość muzyki w filmie.
Kto powinien wyreżyserować film o Tobie?
Nikt. Nie powinno być takiego filmu. Niewielu ludzi ma dostęp do mojego życia prywatnego, które staram się zachować dla siebie i strasznie sobie to cenię. Myślę, że nie wpuściłbym tu nikogo – a też nie mam takiej potrzeby wewnętrznej, żeby ktoś robił o mnie film czy pisał książkę.
Kwestionariusz Prousta był popularny wśród mieszczan XIX-wiecznej i XX-wiecznej Europy. Stanowił prototyp testu osobowości. Kilka pozornie niezwiązanych ze sobą pytań może bawić, ale bywają one także kłopotliwe. Dawid Ogrodnik odpowiedział na niektóre.
Co jest dla Ciebie ideałem szczęścia?
To pytanie jest bardzo źle sformułowane. Jak można mieć ideał szczęścia? Nie wiem, co to mogłoby być. Nie ma rzeczy, która uosabia szczęście.
Szczęście jest jakąś amplitudą pewnych doznań i czasami się pojawia. Myślę, że trudno zmierzyć, a czasem nawet zauważyć, że jesteśmy szczęśliwi. Dopiero z perspektywy czasu myślimy sobie: „O! To był rzeczywiście okres, kiedy byłem szczęśliwy!”.
Nie ma czegoś takiego jak ideał – i całe szczęście. To wymysły teraźniejszości. Choć były od zawsze, teraz doprowadzają do spłycania rzeczywistości; spłycania takich pojęć jak szczęście, miłość, wiara. To prowadzi do bardzo nieprzewidywalnych i niebezpiecznych postaw ludzkich.
Czy jest coś, czego nie lubisz w swoim wyglądzie?
Nie zastanawiam się nad tym. Całą fizyczność traktuję jako materiał do pracy. Wiem, że równie trudno jest być brzydkim i zagrać postać niebezpieczną albo z jakiegoś półświatka kryminalnego, jak i zagrać osobę skrajnie pozytywną i uradowaną życiem. Trzeba zmienić się mentalnie, co ma wpływ na to, jak postrzegamy twarz, napięcia w ciele, itd.
Traktuję moje ciało jako materiał do pracy, a nie coś, co mam w sobie podziwiać. A z racji upływających lat – wiem, że muszę o moje narzędzie pracy dbać. To już nie są te czasy, kiedy można sobie pozwolić na trzy dni niespania i szybko wracać do normy. Ważna jest systematyczna praca nad tym, żeby być w odpowiedniej kondycji.
Masz autorytety? Kogo podziwiasz?
Jest bardzo dużo ludzi, których podziwiam. Za sposób myślenia albo za to, co zrobili. Na różnych etapach podziwiam różne osoby. Czasami reżysera za fantastyczny film. Czasem zachwyci mnie książka. Teraz np. „Shantaram”, której nie mogę skończyć, ale która bardzo mi się podoba.
Nie możesz jej skończyć ze względu na brak czasu?
Różnie. Czasami też po prostu jestem leniem, nie chce mi się czytać i ugrzęznę na Netflixie.
No właśnie. Tu filmy mają przewagę.
No właśnie. Jednak książki – nie wiem, czy są ciekawsze – ale na pewno dużo lepiej działają na wyobraźnię. Musisz stworzyć sobie cały świat. To ty jesteś reżyserem filmu, który puszczasz sobie w głowie, kiedy czytasz książkę. I to jest świetna zabawa.
W jakich okolicznościach kłamiesz? Może wcale nie kłamiesz?
Wszyscy kłamią. Nie ma osoby, która by nie kłamała, bo tylko kłamstwo pokazuje, gdzie jest prawda i daje odnośnik do tego, jak się zmieniamy i jak postrzegamy rzeczywistość. Nie wiem, czy bez kłamstwa w ogóle mielibyśmy szanse przeżyć, przetrwać w wielu sytuacjach. Jednak nie można usprawiedliwiać kłamstwa. Ono może być po prostu wygodne. Jest uzależnione od okoliczności. Ale wolałbym ich nie nazywać.
Są jakieś słowa, których nadużywasz?
Kurwa.
(śmiech) I jak ja to napiszę?
„Kurwa”. Przez „u” otwarte.
Najnowszy film z udziałem Ogrodnika to obficie nagradzana „Cicha noc”.
Zapraszamy do śledzenia nas na Facebooku i Instagramie!
[R-slider id=”2″]