Po dość długiej przerwie Marvel powraca na duże ekrany. Wielkie oczekiwanie nie daje Czarnej Wdowie łatwego startu. Wysoko podniesiona poprzeczka sprawia, że trudno doskoczyć do poziomu Avengers: Koniec gry braci Russo. Cate Shortland wykorzystuje wszystkie atuty produkcji Marvela: bawi, ekscytuje i wzrusza, ale brak jej sznytu, który wyniósłby ten film na wyżyny.

Przeczytaj także: Avengers: Koniec gry

O nie do końca szczęśliwej przeszłości Nataszy Romanoff (Scarlett Johansson) wiedzieliśmy z wcześniejszych filmów. Tym razem w całości skupiamy się na jej pochodzeniu, więzach rodzinnych i rosyjskich powiązaniach. Origin story zazwyczaj dokopuje się do źródeł siły i determinacji superbohatera, szuka rys na idealnym charakterze i przygląda się jego wcześniejszym zmaganiom. W tym przypadku jest podobnie – wracamy do 1995 roku, kiedy Natasza wraz z młodszą siostrą i rodzicami mieszkała w Ohio. Beztroskie dzieciństwo zostało przerwane nagłą ucieczką i oderwaniem od spokojnego świata marzeń. Dziewczynki trafiły do Czerwonej Sali, gdzie były szkolne na najlepsze zabójczynie na ziemi. Wątpliwy moralnie program odciska piętno na ich osobowości i staje się przyczyną filmowej krucjaty Nataszy i jej siostry Jeleny (Florence Pugh).

Shortland przygotowała doskonałą ekspozycję: rodzinna sielanka skonfrontowana z mrokiem Czerwonego Pokoju. Silna dziewczynka, która potrafi walczyć o swoje wyrasta na zdecydowaną kobietę, która dołącza do Avengersów. Razem z nimi ma zlikwidować Dreykowa (Ray Winstone), który, dzięki osiągnięciom techniki, włada wolną wolą swoich wojowniczek. Nie wszystko jednak idzie po jej myśli i wkrótce będzie musiała skonfrontować się z przeszłością, gdy na jej drodze stanie dawno niewidziana siostra. 

Przeczytaj także: Wonder Woman

Czarna Wdowa staje się kinem zemsty, ale w dużej mierze to opowieść o rozprawianiu się z traumami przeszłości i family drama. Shortland ma wyczucie rytmu i świetnie akcentuje wszelkie niuanse rodzinnych relacji. Familia składająca się z wybitnych jednostek ściera się ze sobą, potrafi sobie dogryzać, ale również pokazuje siłę we wspólnym działaniu. Trzeba przyznać, że między Scarlett Johansson a Florence Pugh jest świetna ekranowa chemia. Brytyjska aktorka zalicza dobre wejście do świata Marvela – ma lekkość, pazura i siłę, by wypadać wiarygodnie w scenach walki. Doskonale partnerują im surowa i wyważona Rachel Weisz, a także wyśmienicie komediowy David Harbour.

Pomimo tego, że brakuje w Czarnej Wdowie fajerwerków, za które pokochaliśmy serię o Avengersach, całość wciąż bardzo dobrze się ogląda. W tej historii chodzi nie tyle o walkę samą w sobie, lecz o odzyskanie siły i okiełznanie demonów przeszłości. Reżyserka opowiada o silnych kobietach, które innym kobietom pomagają wyzwolić się spod władzy destrukcyjnego, egotycznego i demonicznego mężczyzny. To opowieść o przejęciu kontroli i stawaniu się odpowiedzialną za własny los. I choć może się wydawać, że twórcy uderzają w poważne tony, nic bardziej mylnego. Wciąż jesteśmy w świecie Marvela, gdzie puszcza się oko do widza, bawi odniesieniami do popkultury i z pazurem wykorzystuje muzykę.

Przeczytaj także: Obiecująca. Młoda. Kobieta

Natasza i Jelena to siła sióstr. Choć są różne, mają wiele wspólnego. W pamięci zapada ich oglądanie Jamesa Bonda, wzajemne przedrzeźnianie czy nić porozumienia bez słów. Czarna Wdowa to przede wszystkim komentarz dotyczący patriarchatu i kontroli, którą coraz częściej zaczynają sprawować kobiety. Trudno uciec przy tym filmie od kontekstu #metoo, a Shortland doskonale się w nim odnajduje. Całość to dobre kino superbohaterskie. Marvel daje radę!

daję 7 łapek!

Related Posts

Warszawski bon vivant z bagażem doświadczeń i kieliszkiem w dłoni raczej nie wzbudza sympatii od...

Mam taką przypadłość, że jak już coś zacznę oglądać, to muszę skończyć. Staram się dawać szansę...

Lubię bajkowe opowieści, w których dziewczynki są w centrum i samodzielnie pokonują przeszkody....

Leave a Reply