„Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu” to przede wszystkim hołd złożony Chadwickowi Bossmanowi. Z ekranu bije piękna energia upamiętnienia przyjaciela, który przedwcześnie opuścił nasz świat. Ten film jest pełen miłości, wzruszenia i próby rozprawienia się z żałobą.

Letitia Wright as Shuri in Marvel Studios’ Black Panther: Wakanda Forever. Photo courtesy of Marvel Studios. © 2022 MARVEL.

Mieszkańcy Wakandy pożegnali swojego króla. Czarna Pantera odeszła, a ich królestwo staje pod presją międzynarodowych organizacji, które pragną mieć dostęp najsilniejszej broni na świecie, czyli vibranium. Królowa Ramona (Angela Bassett) stara się ostudzić militarne zapędy Amerykanów, wychodząc z twarzą z politycznych potyczek. Wkrótce okaże się, że nieznany wróg jest o wiele większym zagrożeniem. Na horyzoncie pojawia się Namor (Tenoch Huerta), władca podwodnego królestwa, który napędzany rozpaczą, nieprzepracowanymi traumami i chęcią zemsty jest najbardziej nieprzewidywalnym przeciwnikiem.

Przeczytaj także: Czarna Pantera

Wakanda nie straciła swojej tożsamości, ale musi na nowo odnaleźć w sobie siłę, by stawiać czoła przeciwnikom. Królowa doskonale radzi sobie jako silna kobieta, która pragnie rozdawać karty, ale to Shuri (Letitia Wright) wysuwa się na pierwszy plan. Spełnia się jako naukowiec, próbuje odnaleźć się jako przyjaciółka i córka, ale przede wszystkim zmaga się z legendą brata. Nowe wyzwania związane z obroną ojczyzny są dla niej wyzwaniem, by zredefiniować swoją pozycję, rozprawić się z przeszłością i zbudować tożsamość w nowej rzeczywistości. Wright z wyczuciem odmalowuje wątpliwości i pęknięcia swojej bohaterki, równoważąc je z odwagą i siłą. Bije z niej smutek, poczucie winy, ale też świadomość obowiązku podtrzymywania legendy.

Ryan Coogler w „Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu” nie stawia na widowiskowość i szaloną akcję, choć nie można narzekać na brak wydarzeń. Dla niego ten film to przede wszystkim wyciszona rozprawa o odchodzeniu i tych, którzy pozostali. Wakanda jest w żałobie, ale wróg nie czeka, aż przestanie opłakiwać swoją stratę. Walka z nim staje się okazją do budowania życia od nowa. W tym filmie czuć dużo smutku i refleksji, sceny akcji schodzą na drugi plan. Nie są tak imponujące, czasami panuje w nich chaos i raczej nie zapierają dechu w piersiach.

Danai Gurira as Okoye in Marvel Studios’ Black Panther: Wakanda Forever. Photo courtesy of Marvel Studios. © 2022 MARVEL.

Namor nie jest najbardziej zajmującym czarnym charakterem. Z jego pojawieniem na tapet wchodzi temat kolonializmu, zniewolenia przodków i zachłanności białego najeźdźcy. O ile bagaż doświadczeń i przemyśleń, który ze sobą niesie potrafi być zajmujący, bohater staje się monotematyczny i czasami zbyt patetyczny. Mutant ze skrzydełkami przy kostkach przywodzi na myśl mitologicznego Amora, tyle że w demonicznym wydaniu człowieka, który nie jest dłużej zdolny do miłości. Coogler prowadzi ten wątek do banalnej konkluzji, że zrozumienie i wysłuchanie w jakimś stopniu mogą naprawić wyrządzone krzywdy.

„Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu” nie ma w sobie takiej siły jak pierwsza część. W tej historii znajdzie się kilka przeciągniętych scen, który do niego nie prowadzą. Wolne tempo akcji nie zawsze przysługuje się tej opowieści, prowadząc do znużenia wtórnością niektórych scen. Szkoda też, że muzyka nie dostaje tak wielkiej przestrzeni do zaistnienia jak to było poprzednim razem. To bijące serce Wakandy dodawało energii i chęci do działania. Wyciszenie nieco rozszalałych dźwięków z pewnością bierze się z żałobnej wymowy całego filmu, ale wiele odbiera mu z siły rażenia. I choć cały ukryty świat wciąż imponuje innowacyjnymi rozwiązaniami i piękną naturą, kostiumy które przywdziewają nasi bohaterowie przywodzą na myśl członków Power Rangers. Nie zawsze jest idealnie.

Coogler z szacunkiem oddaje hołd. Jego film przepełniony jest miłością. Choć „Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu” nie tryska energią, daje przestrzeń do refleksji i skupienia. Dla każdego znajdzie się w tym filmie odpowiedni moment. Na pewno nie jest to opowieść, która porywa serca, ale wciąż można ją uznać za dobrą kontynuację.  

daję 6 łapek

Related Posts

Warszawski bon vivant z bagażem doświadczeń i kieliszkiem w dłoni raczej nie wzbudza sympatii od...

Mam taką przypadłość, że jak już coś zacznę oglądać, to muszę skończyć. Staram się dawać szansę...

Lubię bajkowe opowieści, w których dziewczynki są w centrum i samodzielnie pokonują przeszkody....

Leave a Reply