-daję 6 łapek!
Drake Doremus uwielbia przyglądać się ludzkim zmaganiom. Szczególnie tym, które dotyczą miłości, bliskości i namiętności. Zaintrygował mnie Przebudzonymi, nieco rozczarował Nowością, dlatego z Coś się kończy, coś zaczyna wiązałam ogromne nadzieje. Amerykański reżyser tylko częściowo podołał moim oczekiwaniom, tworząc portret zagubionej młodej dorosłej, która wciąż stara się zdefiniować siebie.
Przeczytaj także: #tuiteraz
Daphne (Shailene Woodley) rzuca swoje dotychczasowe życie, by rozpocząć wszystko od nowa. Rozstaje się z chłopakiem, ucieka do innego miasta i wprowadza się do swojej siostry. Postanawia rzucić alkohol i randkowanie. Dobrze wiemy, że z postanowieniami różnie bywa w praktyce, dlatego Daphne dość szybko przekonuje się, że trudno będzie ich przestrzegać. Na jednej z imprez poznaje Franka (Sebastian Stan) i Jacka (Jamie Dornan), z którymi zaczyna randkować.
Doremus przedstawia dziewczynę, która doszła do takiego punktu w swoim życiu, że nic nie przynosi jej satysfakcji i radości. Powolna depresja i melancholia wypełniają ekran, pozwalając nam zatopić się w smutku bezcelowej egzystencji. Daphne zmaga się z przeszłością, własnymi rozterkami i rodzinnymi wzorcami, których nie chce powielać. Uwikłanie się w uczuciowy trójkąt nie przynosi niczego dobrego i wyraźnie widać, że sama nie wie, czego chce.
Przeczytaj także: Wielkie kłamstewka
Coś się kończy, coś zaczyna nie ma skomplikowanej narracji, a wolne tempo opowiadania może momentami nużyć. Wybory Daphne delikatnie irytują. Na szczęście to Shailene Woodley wciela się w główną rolę i subtelnie pokazuje niuanse osobowości swojej bohaterki. Świadoma i obecna podkreśla jej zagubienie, samotność i lęk przed bliskością. Pragnie miłości i jednocześnie się jej obawia.
Amerykański reżyser potrafi być blisko swoich bohaterów, przygląda się im twarzom i nie odwraca wzroku w intymnych momentach. Ponownie pozwala aktorom na improwizację, dzięki czemu zyskuje wrażenie ogromnej lekkości i naturalności. Doremus sprawia, że jest przyjemnie i ciepło, choć nadal zbyt banalnie.