Autor: Bartek Całus
Comic Con International: San Diego to coroczny konwent dla fanów seriali, filmów, komiksów i wielu innych sfer mających niewiele wspólnego z codziennym, szarym życiem. Wydarzenie trwające pięć dni to swojego rodzaju Mekka dla ekranowych i komiksowych wyjadaczy. Fani znajdą tu absolutnie wszystko, czego mogliby zapragnąć – wliczając w to pojedynkujące się na miecze świetlne T-Rexy.
San Diego – kraina marzeń
Nie da się ukryć, że wycieczka do San Diego była moim marzeniem od wielu lat. Niestety największy i najbardziej znaczący konwent na świecie, mimo wielkich powierzchni, może pomieścić ograniczoną ilość fanów z całego świata. Niemniej do trzech razy sztuka! Po trzech latach prób, nadszedł w końcu dzień sprzedaży wejściówek. Miałem na tyle szczęścia, że system przepuścił mnie dalej już na samym początku i mogłem kupić badże na wszystkie dni. Byłem wtedy w pracy (w centrum handlowym), gdy było już po wszystkim czułem, że moja twarz jest nietypowo ponaciągana i układa się w kosmiczną radość. Chociaż podejrzewam, że z zewnątrz mogło to wyglądać dziwnie. Tak czy inaczej zacząłem poszukiwania lotu, noclegu itd. aż w końcu nadszedł TEN dzień. Morderczo długa podróż z dwoma przesiadkami i PUFF – jestem w San Diego. Najlepszym, najradośniejszym miejscu, w jakim miałem okazję być (a ćwierćwiecze mam już za sobą, więc coś tam pozwiedzałem).
W dużym skrócie mogę napisać, że atmosfera w Kalifornii jest potwornie pozytywna i nigdy z czymś takim się nie spotkałem. Podobno jest tam tak na co dzień. Comic Con nie stanowi wyjątku. Jednak, w jakimś stopniu, potęguje „hajp”, w jaki wpada całe San Diego (ilość twarzy Benedticta Cumberbatcha jako Doktora Strange na ulicach miasta jest niepoliczalna, wszędzie widać ludzi z identyfikatorami na szyjach, specjalnymi konwentowymi torbami na plecach, a MTS [transport publiczny] drukuje specjalne bilety z okazji tego wyjątkowego, popkulturowego święta).
Comic Con – pięciodniowe szaleństwo
Pięć krótkich dni rozpoczyna tzw. Preview Night, czyli wieczór dla wybranych szczęśliwców, w których gronie się znalazłem, mających okazję zobaczyć najnowszą odsłonę Comic Conu zanim rozpęta się szaleństwo. W tym czasie można pozwiedzać gigantyczną halę ekspozycyjną, na której prezentują się wszyscy wystawcy (tacy jak Marvel, DC czy Lucasfilm), wybrać się na pierwsze zakupy czy w końcu zaszyć się w jednej z sal i obejrzeć, jako jedna z pierwszych osób, długo oczekiwanego pilota nowego serialu.
Czasu na sen pozostaje niewiele. Już od wczesnych godzin porannych (4 am wydaje się rozsądną porą do wstania) formują się potężne kolejki: do wejścia na panele (najbardziej popularna jest kultowa sześciotysięczna Hala H, gdzie pokazuje się Marvel Studios czy Warner Bros.), po szansę zdobycia autografu od Stana Lee czy zwyczajnie po darmowe, ale jakże limitowane i kolekcjonerskie, edycje najróżniejszych zabawek (LEGO®, Funko i Hasbro to zdecydowani faworyci).
Czasem po te nieosiągalne piękności można stać i cztery godziny w palącym słońcu (takich oparzeń na karku nie mieliście – słowo). Jednak mogę z uśmiechem na twarzy powiedzieć, że było warto i zrobiłbym to kolejny raz.
Konwent kolejek i wyborów
Comic Con to nieustanne kolejki i wybory. Fani nie mają szansy zobaczyć nawet połowy z paneli dyskusyjnych. Mnogość wydarzeń jest powalająca, a wiele z nich odbywa się w tym samym czasie.
Brzmi strasznie, jednakże atmosfera i to, co dostaje się za magiczne $200+, jest dla mnie bezcenne. A na pewno warte każdego wydanego centa. Szczęśliwcy, którzy dostali się na swój wymarzony panel, z pewnością dowiedzą się, jako pierwsi, o najnowszych planach twórców, być może zobaczą nowy zwiastun czy fragment filmu. Idąc na najbardziej oczekiwane wydarzenie, spotykasz swoją drugą rodzinę – tłum ludzi, którzy nie mogą doczekać się najnowszych wieści o ich ulubionej serii. Masa fanów, okrzyki radości i częste brawa to atmosfera na większości paneli. Czują to także sami twórcy, ekipa czy obsada, którzy stają się dobrymi znajomymi uczestników. Comic Con to naprawdę magiczne miejsce, oaza stworzona dla największych fanów.
Gadżetowa odskocznia od szaleństwa
Chwilą wytchnienia od spotkań będą inne wydarzenia towarzyszące, jak na przykład festiwal filmowy (na nieco mniejszą skalę niż normalnie). Początkujący filmowcy pokazują tam swoje krótkometrażowe filmy, często o superbohataerach. Pod koniec konwentu odbywa się wręczenie nagród dla najlepszych produkcji.
Odskocznią są też wystawcy, dzięki którym pozbędziecie się sporej ilości Waszych pieniędzy. Limitowane edycje będą kusić, aż nie zostaną wyprzedane (a nie trzeba na to długo czekać!). Mniej zamożni mogą się wybrać na rundkę po wszystkich budkach, wyspach i pomieszczeniach, aby sprawdzić, czy nie czeka na nich darmowy plakat, przypinka czy tona innych gadżetów. Często są to ciekawe rzeczy, wliczając pełnowartościowe komiksy czy specjalne wydania ulubionych pism. Dodam, że tę nieco męczącą przechadzkę trzeba zrobić codziennie, ponieważ w każdy dzień będzie czekać na nas coś nowego.
Comic Con mekka cospleyerów
Gdyby to wszystko brzmiało jakoś zwyczajnie i mało wciągająco, to dodam, iż nieodłącznym elementem Comic-Conu są cosplay’erzy, czyli fani mocno zaangażowani. Można ich zobaczyć we własnoręczne stworzonym stroju ulubionych postaci. Nie sposób zatem przejść po hali niezauważonym przez patrol szturmowców (w niezliczonej ilości wersji), Deadpoola, Deadpoola marynarza, Deadpoola kucharza, Deadpoola Czarodziejkę z Księżyca, a nawet Deadpoola Batmana… Kostiumy są najróżniejsze, a wiele z nich to prawdziwe perełki i idealne odwzorowania filmowych wersji. Są też takie robione bardziej amatorsko, na przykład dla dzieci. Ojciec Luke z rodziną – gromadką Ewoków z pewnością spowoduje, że będziecie chcieli selfika.
Cosplay’erom nie brakuje też wytrwałości, moim faworytem w tej kategorii był Cichy Bob, który przez cały konwent stał przy tej samej kolumnie i pozował do zdjęć. Ilość prób wydobycia z niego słowa zdziwiłaby was, jednak Bob pozostawał Cichy.
Bardziej spokojnym fanom spodobają się repliki pojazdów, statków czy kostiumów i broni (często w skali 1:1), które są prezentowane przez wytwórnie filmowe bądź firmy specjalizujące się w epickich zabawkach. Popiersia i figurki ulubionych bohaterów w najróżniejszych skalach robią wrażenie. Takich detali nie widzi się często. To prawdziwa uczta dla oka. Jeśli chcielibyśmy przyjrzeć się wszystkim plastikowym i metalowym cudom, można przy tym „stracić” cały dzień.
Podsumowując, była to impreza mojego życia. Przez pięć dni miasto żyje konwentem (także nocą), wszyscy są zadowoleni i przyjaźni. Czegoś takiego nie da się opisać. Takie chwile trzeba przeżyć, dlatego kilka konwentowych tajemnic pozostawię nieodkrytych, żeby każdy miał szansę jednakowo mocno doświadczyć kosmicznego wydarzenia, jakim jest Comic Con w San Diego. Koniecznie zarejestrujcie się, stwórzcie swoje ID i namówcie znajomych. Jeśli złapiecie Stana Lee za nogi i będziecie wpuszczeni na stronę zakupu wejściówek, to pamiętajcie, że możecie kupić je także trzem innym osobom, które mają ID. Wśród moich znajomych byłem pierwszy, któremu udało się polecieć na Comic Con. Miałem wiele wątpliwości, na które nie znalazłem odpowiedzi aż do konwentu. Mam nadzieję, że spotkamy się na następnych edycjach tego kompletnego szaleństwa. Czika-czikaaa…
Bart Całus
Podsumowanie najważniejszych wydarzeń filmowych i komiksowych można przeczytać na naszym blogu.