Lena Dunham zaprasza nas do średniowiecza, by opowiedzieć mocno feministyczną historię nastolatki, która pragnie żyć po swojemu, a nie tak jak oczekuje tego społeczeństwo. „Catherine Called Birdy” to film pełen humoru, dobrych dialogów i charyzmatycznych aktorów. Feel good movie, który przyniesie ukojenie.
Catherine (Bella Ramsey) mieszka w Anglii, ma 14 lat i jest córką trwoniącego majątek lorda. By uchronić rodzinę przed bankructwem, ojciec Rollo (Andrew Scott) chce wydać Birdy za mąż. Dziewczynka dojrzewa, nadchodzi właściwy moment i rozpoczynają się poszukiwania kandydata. Małżeństwo jednak nie jest marzeniem Catherine i zrobi wszystko, by uniknąć zaplanowanego dla niej losu. Gotowa jest ośmieszać, przerażać i obrzydzać wybranków przedstawianych przez ojca. Nie można odmówić jej kreatywności w przeganianiu kandydatów, co coraz bardziej rozwściecza zdeterminowanego ojca.
Przeczytaj także: Dobry opiekun
„Catherine Called Birdy” wykorzystuje elementy teen drama, by przedstawić historię z feministycznym zacięciem. Dunham pokazuje mądrą i sprytną nastolatkę, która nie chce wypełniać społecznych powinności, marzy o wolności, zakochaniu i bliskości z rodziną. Catherine biega po łąkach, potrafi ubrudzić się błotem i pasuje do książęcych standardów. Jej urok tkwi we frywolności i odwadze, by głośno mówić o tym, co myśli.
Dunham czyni dziewczynkę narratorką swojej opowieści. To ona jest przewodnikiem po swoim świecie, przedstawia osoby z najbliższego otoczenia i komentuje najważniejsze wydarzenia. To świetny wybór, bo całość staje się jeszcze bardziej intymna i wciągająca.
Dunham już nie raz pokazała, że doskonale czuje się w komedii. Tym razem do średniowiecznego świata wprowadza współczesne oczekiwania, zabawnie komentuje rzeczywistość popowymi piosenkami o romantycznym wydźwięku i ogrywa schematy związane z epoką. To girl power movie z dużą dawką miłości do rodziny i siostrzeństwa, który skutecznie poprawia humor.
daję 7 łapek!