Nadzwyczaj mądre dzieciaki nie mają łatwo. Ogromna wiedza, problemy komunikacyjne i brak znajomych wśród rówieśników sprawia, że czują się wyobcowani i samotni. Carrie Pilby (Bel Powley), która w wieku 19 lat została absolwentką Uniwersytetu Harvard, doskonale wpisuje się w to stereotypowe przedstawianie. Z dala od domu, pozbawiona korzeni, spotyka się z psychoterapeutą, ale całe dnie spędza samotnie przy książce lub filmie. Zgorzkniała nastolatka w stylu Woody’ego Allena z ciętym językiem, szybką ripostą nie pasuje do otaczającego świata.
Carrie Pilby – ekscentryczka w zwykłym świecie
Carrie Pilby ma w sobie odrobinę lekkości i charyzmę Bel Powley. Jednak debiutująca w roli reżyserki Susan Johnson nie potrafi znaleźć spójne wizji. Trochę tutaj Frances Ha, jak i Bridget Jones. Szaleńcze i ekscentryczne postrzeganie rzeczywistości przez bystrą dziewczynę miesza się z fatalnym zagubieniem. Coś, co mogło stanowić ciekawy punkt wyjścia do analizy i zagłębienia tematu osamotnienia przez przedwczesne wrzucenie w dorosłość, niebezpiecznie skręca w banalną komedię romantyczną. Człowiek jest zwierzęciem społecznym i tylko wśród ludzi może zaznać spełnienia. Takie przesłanie zdaje się zbyt oklepane i banalne.
Susan Johnson skupia się na poszukiwaniu szczęścia. Sporządzona przez terapeutę (Nathan Lane) lista z zadaniami do wykonania przez pewien czas zajmuje centralne miejsce w fabule. Posiadanie zwierzęcia, umówienie się na randkę czy zdobycie przyjaciół mają być kluczem do wygrzebania się spod koca i rozpoczęcia nowego, lepszego życia. Wtłoczeni w schemat prawidłowego dorastania dostajemy krótką instrukcję postępowania, przez co Carrie Pilby staje się pretensjonalną lekcją, która ślizga się tylko po powierzchni problemu.
Stylowana na Sundance’owe kino o dorastaniu opowieść traci swój potencjał w połowie, kiedy zaczyna odhaczać na swojej filmowej liście punkty niezbędne do szczęśliwego zakończenia. Podejmuje przewidywalne kroki, w których bohaterka traci na wyjątkowości. Bel Powley już niejednokrotnie udowodniła, jak dobrze czuje się w słownych tyradach, ale w Carrie Pilby brakuje jej mięsistego materiału do grania. To film, który w niezwykle poprawny sposób chce opowiadać o ekscentrykach. Staje się przez to smutnie wystudiowany.