Carlos Acosta to tancerz, który przełamuje stereotypy i tworzy nowe kanony. Wychował się na Kubie. Talent doprowadził go do zespołów tanecznych w Anglii czy Stanach Zjednoczonych. Jest pierwszym czarnym odtwórcą roli Romea w prestiżowym Royal Opera House w Londynie.
W 2007 roku wydał biografię „No Way Home”. Na jej podstawie powstał właśnie film „Yuli”, gdzie w obsadzie aktorskiej mamy szansę podziwiać samego Acostę. Dlaczego zgodził się na ekranizację swojego życia, a nawet sam w niej zagrał? Czym jest dla niego taniec i czy planuje rozwój kariery aktorskiej? O trudnej młodości, relacji z ojcem i o swojej największej pasji.
Carlos Acosta – kim jest tytułowy Yuli?
Zapytam przekornie: gdybyś nie został tancerzem, to czym byś się zajmował?
Byłbym piłkarzem!
W filmie wiele razy słyszymy, ze nienawidzisz tańca. Co teraz znaczy dla Ciebie taniec?
Taniec był moim zbawieniem. To mój największy przyjaciel, nie mogę zbyt długo przebywać poza studiem i nie tęsknić za nim. To był kanał dla moich emocji, kiedy czasy były trudne i mogłem po prostu zapomnieć o wszystkim i zanurzyć się w tej sztuce. Jestem naprawdę szczęśliwy, że były mi dane te możliwości, które miałem!
Myślisz, że „Yuli” zachęci młodych ludzi do wybrania właśnie takiej kariery? Czy wręcz przeciwnie – ponieważ pokazuje jak wyboista jest droga do sukcesu?
Mam nadzieję, że film zachęci do tańca, ale pokaże również, że ciężka praca jest ważna w którejkolwiek wybranej przez ciebie karierze. Jeśli naprawdę czegoś chcesz, musisz o to walczyć każdego dnia.
Wyobraź sobie, że pewne dziecko ogląda „Yuli” i myśli: „Chcę być jak on!”. Co mu powiesz?
To nie była łatwa droga, ale cieszy mnie myśl, że mógłbym zainspirować kolejne pokolenie tancerzy. Mam nadzieję, że zobaczą, iż talent i sukces mogą pojawić się w najbardziej nieprawdopodobnych okolicznościach.
A jak wygląda życie gwiazdy? Odebrane dzieciństwo, praca ponad siły, wysiłek fizyczny i psychiczny… Nie męczy Cię to?
Czasami tak. Jestem pracoholikiem, o czym zawsze wiedziałem. Nigdy nie przestaję myśleć i tworzyć, więc bardzo trudno mi się rozłączyć i naprawdę zrelaksować, nawet jak jestem na wakacjach. Kiedy byłem u szczytu kariery w balecie klasycznym, było to czasem bardzo trudne fizycznie i czułem silną presję. Musiałem zrezygnować z innych rzeczy w życiu i skoncentrować się tylko na balecie. Ale odkąd wycofałem się z klasyki, życie jest pod tym względem trochę łatwiejsze, chociaż mam też nowe wyzwania.
Filmowy Yuli powiedział, że już nie należy do Kuby, a jeszcze nie należy do żadnego innego miejsca. Gdzie jest teraz Twoje serce?
Moje serce jest teraz zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i na Kubie. Moja żona jest Angielką i troje naszych dzieci urodziło się w Wielkiej Brytanii. Nie mogę się doczekać mojej nowej roli jako dyrektor Birmingham Royal Ballet. Jestem wdzięczny za wszystko, co mnie tu spotkało. Ale Kuba zawsze będzie dużą częścią tego, kim jestem. Tam także mamy dom i jestem zaangażowany w moją grupę taneczną Acosta Danza oraz wiele innych projektów na Kubie.
W filmie Yuli mówi też, że tata kochał go „na swój sposób”. Jak to rozumiesz?
Urodził się w 1918 roku i pochodził z zupełnie innej generacji. Życie było dla niego brutalne, więc wyrażał swoją miłość do mnie w jedyny sposób, w jaki potrafił – zapewniając mi osiągnięcie wszystkiego, czego jemu brakowało – nawet jeśli robił to w okrutny sposób.
Nie bałeś się pokazać swojego życia na ekranie? Musiałeś obdarzyć twórców filmu dużym zaufaniem.
Trochę zajęło nam poszukiwanie odpowiedniego scenarzysty, ale Paul Laverty jest geniuszem i kiedy tylko przeczytałem jego pierwszy szkic – wiedziałem, że to jest to. Paul miał bardzo unikalne podejście do pisania biografii. Jego żona Icíar Bollaín jest także wspaniałą reżyserką. Po obejrzeniu jednego z jej filmów – „The Olive Tree” – całkowicie zaufałem jej osądowi, więc nie miałem wiele wspólnego z castingiem do „Yuli”.
Ile w układach tanecznych było improwizacji, a ile precyzyjnie przygotowanej choreografii?
Paul Laverty był w scenariuszu bardzo precyzyjny co do wyglądu i treści każdego fragmentu, więc wszystko jest efektem wcześniej przećwiczonej choreografii Marii Roviry. W filmie jest bardzo mało improwizacji tanecznej, chociaż za każdym razem, kiedy robiliśmy scenę, pojawiały się inne emocje, więc niektóre ujęcia były dla mnie dość trudne do nakręcenia.
Występowałeś już w epizodach, m.in. w „Zakochanym Nowym Jorku”. Czy teraz spełniłeś swoje marzenia o aktorstwie? Planujesz dalszą filmową karierę?
Nigdy nie marzyłem o zostaniu aktorem, zawsze byłem zbyt zajęty karierą taneczną. Ale cieszyłem się pracą na planie filmów, w których wziąłem udział. Jeśli pojawi się odpowiednia rola i wszystko zadziała – to świetnie! Ale w zasadzie nie widzę siebie jako aktora.
Plany zawodowe na najbliższą przyszłość?
Trasa koncertowa z moją grupą taneczną Acosta Danza jesienią. I w przyszłym roku – od stycznia 2020 roku – zaczynam nową rolę jako dyrektor Birmingham Royal Ballet.
Wielopłaszczyznowy film „Yuli”, w którym występuje sam Carlos Acosta w polskich kinach od 2 sierpnia 2019 roku, a recenzja tutaj!
Zapraszamy do śledzenia nas na Facebooku i Instagramie!
[R-slider id=”2″]