-daję 5 łapek!

Aurora jest skromną i niepozorną Norweżką, która zachwyca, kiedy tylko pojawi się na scenie i zacznie śpiewać. Wypatrzona podczas jednego ze szkolnych występów zrobiła niesamowitą karierę i wpadła w sidła korporacyjnej machiny. Miejsce, gdzie liczą się zyski i tempo pracy, a blaknie nieco artystyczna dusza. Była sobie Aurora to film o pracy nad drugą płytą wokalistki, który jest doskonałą gratką dla jej fanów. Jeśli ktoś nie zna norweskiej piosenkarki nie dowie się niczego nowego, a być może wyjdzie nieco znudzony. 

Czytaj także: Syndrom zimowników

Benjamin Langeland i Stian Servoss debiutują w pełnym metrażu i czuć, że brak im jeszcze doświadczenia w budowaniu intrygującej narracji. Na bohaterkę obrali sobie niebywale charyzmatyczną i wrażliwą artystkę, która szturmem podbiła serca słuchaczy, wyruszyła w potężną trasę koncertową i została okrzyknięta następczynią Björk. Aurorę można wychwalać pod wieloma względami, zachwycić się jej głosem, zauroczyć dziecięcą energią i niewinnością, ale nie należy ona do szalonych zwierząt medialnych. Wrażliwa i zatopiona w swoim twórczym świecie staje się intrygującą postacią, która w bezwzględnym świecie pragnie walczyć o swoją niezależność. 

Ciekawa postać nie dostaje intrygującego filmu.Była sobie Aurora to wędrówka po artystycznej duszy, która zatrzymuje się gdzieś w pół kroku. W półśrodkach, przemilczeniach i z dystansu pokazuje Aurorę w trasie koncertowej, podczas przygotowań do koncertów i tworzenia utworów. I choć wszystko to może być ciekawe, Langeland i Servoss z zachowawczą powściągliwością podążają za oczywistymi tezami. 

Twórcy pokazują, że szybki sukces może prowadzić do zguby. Życie w biegu, z dala od rodziny i w ciągłej samotności nie napawa optymizmem, a twórcza niezależność zostaje porzucona na rzecz oczekiwań wytwórni. Na szczęście Aurora nie traci swojej wrażliwości, uczy się funkcjonowania w komercyjnym świecie i podczas ekranowej wędrówki dojrzewa do zaakceptowania swojego przeznaczenia. Zaczyna coraz bardziej kochać muzykę i świat, który ją otacza. I choć widać, jak wiele kosztują ją spotkania z fanami, koncerty i rozmowy, doskonale wchodzi w powierzone jej role.

Czytaj także: Kraina miodu

Była sobie Aurora w nieco oczywisty sposób opowiada o tworzeniu. I choć nie jest dziełem wybitnym, a nawet ledwo poprawnym, Aurora potrafi zachwycić czarującym uśmiechem i skromnością. W tle pojawiają się znane piosenki wokalistki, dowiadujemy się, że nie cierpi śpiewać utworu Conqueror, a wolność artystyczna jest dla niej niebywale ważna. Oby było więcej takich twórców jak ona!

Related Posts

Amerykański sen nie jest dla każdego. Mit od zera do milionera już dawno upadł. Ciężka praca nie...

Czy myśleliście kiedyś o tym, jakby to było spotkać swoją starszą wersję? Czy miałaby dla Was...

Lubię filmy, które rozbijają magiczną bańkę, w której macierzyństwo to droga usłana płatkami róż....

Leave a Reply