– daję 6 łapek!
Irlandia, lata 50. XX wieku. Młodziutka Ellis pracuje dorywczo w sklepie u wyjątkowo niesympatycznej kobiety. Perspektyw na zmianę życia na lepsze raczej nie ma. Jak z nieba spada jej propozycja wyjazdu do Nowego Jorku.
Droga do Brooklynu nie jest usłana różami. Podczas sztormu dziewczyna przeżywa na statku małe piekło. Później jednak jest tylko lepiej. Wszystko wydaje się iść aż za gładko. Ellis zyskuje sympatię srogiej gospodyni i zajmuje najlepszy pokój w domu. Zaprzyjaźnia się z nieżyczliwymi początkowo współlokatorkami i unika ich kąśliwych uwag. Pokonuje trudności w pracy, świetnie dogaduje się zarówno ze zwierzchniczką jak i klientkami ekskluzywnego sklepu. Poznaje miłego chłopca i coraz mniej tęskni za domem.
Sielankowe dążenie do spełnienia American Dream przerywa otrzymanie przykrej wiadomości z Irlandii. Ellis musi wrócić na stare śmieci i wtedy jej serce zostaje rzekomo rozdarte na pół.
Po obejrzeniu trailera spodziewałam się pełnego uniesień ckliwego melodramatu o potężnej walce. Oczekiwałam niesamowitego konfliktu wewnętrznego, pozostawania w niezgodzie z samą sobą, wyboru tragicznego, fatalizmu. W rzeczywistości film okazał się o wiele płytszy i nie dostarczył mi przewidywanych wrażeń. Mógł traktować o niemożności odnalezienia swojego miejsca na ziemi i mimowolnym ranieniu bliskich oraz być duszny i przytłaczający jak „Wichry namiętności”, „Ciekawy przypadek Benjamina Buttona” czy nawet „Tajemnica Brokeback Mountain” (abstrahujemy od treści – skupmy się na tragicznej zależności między uczuciami a rozsądkiem) – stał się jednak lekką i przyjemną opowieścią, zbyt krótką na wiwisekcję emocji wkraczającej w dorosłe życie Ellis.
Postać grana przez Saoirse Ronan jest przeurocza – młoda, delikatna, z klasą, uczciwa, życzliwa wobec wszystkich, zabawna i skromna. Nie można jej nic zarzucić. Widz żywi do niej sympatię, a film zyskuje przez to ciepło i czar. Łatwość w odbiorze nie przeszkadza jednak w niesieniu moralizatorskiego i pokrzepiającego przesłania, co czyni produkcję godną uwagi.