Kalina Jędrusik na dobre wpisała się do polskiej kultury. Aktorka i piosenkarka okrzyknięta seksbombą czasów PRL, jak i polską Marylin Monroe. Wyzwolona i odważna, zbyt nowoczesna jak na czasy, w których przyszło jej żyć. Bo we mnie jest seks próbuje obedrzeć ją z nakładanych masek i pokazać kobietę z krwi i kości, gotową walczyć o to, by żyć po swojemu.

Przeczytaj także: Wszystkie nasze strachy

Katarzyna Klimkiewicz nie zdecydowała się na klasyczną biografię i chwała jej za to. W filmie oglądamy tylko fragment bujnego życia Jędrusik, która popadła w niełaskę po kontrowersyjnym występie dla górników: głęboki dekolt i krzyżyk, a także naraziła się nowemu dyrektorowi telewizji, odrzucając jego awanse, przez co straciła pracę. Patrzymy na kobietę u szczytu kariery, która musi odnaleźć się w nowej sytuacji, a przede wszystkim wyzwolić się spod pożądliwych męskich spojrzeń. 

Kalina Jędrusik (Maria Dębska) jest królową wyobraźni. Budzi skrajne emocje, ale nie zamierza iść na kompromisy. Tańczy i śpiewa, żyje pełnią życia, choć nieustannie jest ograniczana przez mężczyzn, czy to męża Stanisława Dygata (Leszek Lichota), kochanka Lucka (Krzysztof Zalewski) i dyrektora Molskiego (Bartłomiej Kotschedoff). Klimkiewicz postanawia pokazać jej drogę do zrozumienia siebie i swoich emocji. To kino girl power, które rzuca wyzwanie męskiej dominacji. Jędrusik jest w ciągłym ruchu. Mamy wrażenie, że nieustannie gdzieś gna i do czegoś dąży, będąc prototypem współczesnej kobiety, która nie pasowała do powściągliwych lat 60. 

Przeczytaj także: Hiacynt

Bo we mnie jest seks niesie w sobie ciekawy koncept opowiadania. Patrzymy na Jędrusik w konkretnych sytuacjach i interakcjach, budując jej portret z ciekawych impresji. Niestety nie wszystko jest idealne, a to co interesująco wypada na papierze, rozchodzi się w szwach w filmowej rzeczywistości. Kalina Jędrusik konfrontująca się ze spersonifikowaną katolicką moralnością, ociera się o kicz, a Molski w zbyt nachalny sposób staje się komentarzem wobec obecnej sytuacji społeczno-politycznej i ruchu #metoo. Klimkiewicz buduje swój film z impresji, tworząc raczej klimat pewnej epoki, pokazując na ekranie elitę tamtych czasów, m.in. Kazimierza Kutza (Borys Szyc), Tadeusza Konwickiego (Paweł Tomaszewski) czy Kabaret Starszych Panów. Zaprasza nas na szalone noce i intrygujące dyskusje w SPATIFIE.

Trzeba przyznać, że klimat lat 60. zostaje świetnie odmalowany za sprawą barwnej scenografii, zachwycających kostiumów, ale przede wszystkim znanym utworom muzycznym. O ile film Klimkiewicz może rozczarowywać jako całość, poszczególne elementy zasługują na uwagę. Duże brawa należą się Marii Dębskiej, której udaje się ucieleśnić magnetyzm Jędrusik. Nie próbuje na siłę jej odtworzyć, ale wzbogaca swoją postać o współczesną interpretację. Dębska sprawia, że nieidealna materia zyskuje na wartości, uwypuklając siłę i progresywność swojej postaci. 

Przeczytaj także: Lokatorka

Bo we mnie jest seks to film, który składa się z ładnie zainscenizowanych scen (m.in. taniec, który jest nawiązaniem do Salta), ale brak mu porywającej spójności i klarownego przekazu. Klimkiewicz popada w łopatologię, pokazując swoją bohaterkę jako wiecznie walczącą: czy to z oczekiwaniami innych, nienawistnymi spojrzeniami kobiet, pożądliwymi mężczyznami, własnymi pragnieniami czy niedopasowaniem do szarej rzeczywistości. Jędrusik stacza nierówną walkę, a Bo we mnie jest seks ugina się pod własnymi intencjami. 

daję 5 łapek!

Related Posts

Amerykański sen nie jest dla każdego. Mit od zera do milionera już dawno upadł. Ciężka praca nie...

Czy myśleliście kiedyś o tym, jakby to było spotkać swoją starszą wersję? Czy miałaby dla Was...

Lubię filmy, które rozbijają magiczną bańkę, w której macierzyństwo to droga usłana płatkami róż....

Leave a Reply