– daję 8 łapek!
Postapokaliptyczna wizja świata czy modernistyczny obraz przyszłości? Ludzkie marzenie o tworzeniu – przyjęciu funkcji boga – ziściło się już kilka lat temu, ale coraz to nowsze wersje replikantów zaczynają wymykać się spod kontroli. Perfekcyjne androidy, będące imitacją – bądź lepszą wersją – człowieka walczą o swoje człowieczeństwo i prawo do autonomicznego rozwoju. Blade Runner 2049 wkracza w kolejną fazę opowiadania, ale pozostaje wierny klimatycznemu nastrojowi Łowcy androidów w reżyserii Ridleya Scotta.
Denis Villeneuve z pełną świadomością tworzy dzieło filmowe otulone w niemalże pornograficznym zachwycie pięknem ujęć i kadrów. Reżyser z wprawą łączy kino gatunkowe z artystyczną precyzją. Dostarcza pożywki dla estetów, jak i miłośników filozoficznych rozważań. Blade Runner 2049 to maestria opowiadania kina akcji w rytmie slow bez zadęcia i pompatycznej wyższości. Dzięki temu w pełni możemy się rozkoszować artystyczną wizją Kanadyjczyka, który oddaje hołd przedstawianemu światu replikantów.
Oficer K (Ryan Gosling) nie przebiera w środkach, kiedy ma do wykonania misję. Zaprogramowany do rozwiązywania problemów i tropienia nowej, wadliwej generacji androidów zaczyna odczuwać pierwsze wątpliwości i emocje. Widać, że jest nieco bardziej złożonym robotem, niż jego poprzednik – Rick Deckard (Harrison Ford). To nie samotny wilk stroniący od bliskości i tworzenia relacji. K potrzebuje więzi i budowania głębszych relacji – głównie z Joi (Ana de Armas) przypominającą lepszą wersję programu z Her Spike Jonze. Względny spokój psuje się, kiedy oficer odnajduje skrzynkę, której zawartość może zmienić bieg historii. Aby wyjaśnić wydarzenia z przeszłości K wyrusza na poszukiwania Deckarda, ale nie jest jedyną istotą podążającą jego tropem.
Nieskomplikowana fabuła zatopiona w dystopijnej rzeczywistości staje się niesamowitą opowieścią o rodzeniu się emocji i budowaniu własnej tożsamości. O ile wcześniej wiedzieliśmy, że wspomnienia nadawane androidom, pozwalają im tworzyć integralną osobowość, a emocje i uczucia nie należą do opcji systemowych, tym razem znajdujemy się na zachowawczej karuzeli życia. Ryan Gosling pokazuje, że potrafi budować spójny przekaz bez nadekspresyjnego przeżywania. Doskonale „gra w emocje” zaangażowania, miłości, tęsknoty, lęku, oczekiwania i nadziei, oferując prawdziwy wachlarz interpretacji.
Blade Runner 2049 jest wizualną perełką – obrazowe i malarskie zdjęcia Rogera Deakinsa, jak i niepokojący soundtrack Hansa Zimmera pozwalają całkowicie zatopić się w filmowej rzeczywistości. Niesamowita metropolia z trójwymiarowymi reklamami i bijącymi po oczach telebimami kontrastują z pustką i spokojem opuszczonych kolonii. Villeneuve stworzył film monumentalny głównie za sprawą poruszanych tematów i technicznej precyzji. Choć nieco przydługi (z powodzeniem można by go skrócić o trzydzieści minut), zanurza się w filozoficznych rozważaniach o człowieczeństwie. Nie przez przypadek oficer zyskuje imię K i niczym Józef K. z Procesu Kafki błądzi w poszukiwaniu odpowiedzi na nurtujące go pytania. Bezwolny, kierowany przez program i instynkty przypomina człowieka. Co tak naprawdę sprawia, że ludzie są ludźmi i czy potrzebna jest do tego dusza?
Kanadyjczyk nie eksperymentuje. Pozostaje wiernym nastrojowi i formie, dzięki czemu powstał film ambitny i spektakularny. Blade Runner 2049 to kino ascetyczne, pełne pytań i lęków, gotowe poszukiwać tez odnośnie tożsamości człowieka. Kontemplacja, której warto poświęcić czas i serce.