8 łapek!  – daję 8 łapek!

Michael Lewis pisze książki, a amerykańscy reżyserzy je ekranizują. Tak powstały dramaty sportowe „Wielki Mike” z Sandrą Bullock i „Moneyball” z Bradem Pittem oraz najnowsza relacja z tajemniczego świata obrotu nieruchomościami – „Big Short”, w którym od gorących nazwisk aż się roi. Ma ona obnażyć przyczyny wielkiego kryzysu ekonomicznego, który rzeczywiście uderzył w cały świat w 2007 roku, kiedy to pękła tzw. bańka kredytowa.

Big short

Christain Bale to ekscentryczny dr Michael Burry. Jest młodym geniuszem, który podobno jako pierwszy na świecie odkrył nadchodzącą katastrofę. Przewidując bieg wydarzeń, zaczął na potęgę kupować tzw. swapy kredytowe. Stanowią one zabezpieczenie w przypadku niewywiązania się ze spłaty zadłużenia. Oznaczało to, że oczekiwany przez neurologa krach może przynieść mu ogromne pieniądze. Co tu dużo mówić – Bale jak zawsze cudowny. Ktoś kiedyś napisał, że jego nazwisko to definicja aktora. Nic dodać – nic ująć!

Steve Carell, którego znałam z takich lekkich komedii jak „Bruce wszechmogący” czy „Kocha lubi szanuje”, zbiera u mnie za kreację finansisty-furiata najwyższe noty! Jakiś czas temu pogrążony w depresji brat menadżera funduszu hedgingowego popełnił samobójstwo. Mark Baum nie może się pogodzić z tym, że był mu w stanie wtedy zaoferować jedynie pieniądze. Obwinia się za tę tragedię tym bardziej, że ma w naturze nieustanną chęć zbawiania świata. Kiedy uświadamia sobie, co tak naprawdę składa się na instrument sekurytyzacji oparty na długu jakim jest CDO – nie jest w stanie cieszyć się możliwością zbicia na tym fortuny, ponieważ gryzie go fakt, że w wyniku upadku rynku nieruchomości rzesze ludzi stracą pracę i dach nad głową.

Takich dylematów nie ma z kolei bezwzględny sprzedawca obligacji z Deutsche Banku – Jared Vennett. Ryan Gosling sprawdza się w tej roli idealnie – drogi garnitur, szyderczy błysk w oku i ironiczny ton. Po trupach do celu! Żmudnie gromadzi informacje, by wykorzystać je z jak największym zyskiem dla siebie.

Jest jeszcze dwóch młodych i ambitnych finansistów, którzy dopiero uczą się poruszać po meandrach giełdowych. Myślą, że złapali Pana Boga za nogi, a przyjdzie im się niejednokrotnie rozczarować. Ich mentorem jest zdziwaczały Ben Rickert, który kiedyś trząsł tą branżą, a teraz skrupulatnie unika dziesiątek domniemanych zagrożeń. Z uwagi na rzekome podsłuchy używa kilku telefonów, a posiłki przygotowuje jedynie z samodzielnie wyhodowanych warzyw, nawożonych własnymi odchodami. Jaki by Brad Pitt przystojny nie był – trzeba przyznać, że ma kilka szablonów postaci, które kilkakrotnie wykorzystuje w różnych filmach. Tym razem zaskoczył mnie czymś nowym – przez znaczną część filmu nawet go nie poznałam.

„Big Short” ma wytłumaczyć mechanizmy rządzące światem finansów przeciętnemu odbiorcy, dla którego pojęcia MBS czy ABS są tylko niezrozumiałą zbitką literek. I stara się to robić dosłownie i bezpośrednio. Akcja się zatrzymuje, aktor spogląda w kamerę – zwraca się do widza, sprawiając wrażenie, że patrzy mu w oczy i mówi wprost do niego. Trudne pojęcia w satyryczny sposób przedstawiają piękne kobiety, takie jak Margot Robbie czy Selena Gomez.

To trochę „Wilk z Wall Street” z DiCaprio, trochę „Wall Street” z Douglasem, odrobinę może „Glengarry Glen Ross” z Pacino i Baldwinem – dawno jednak nie trafiłam na film, z którego tak dużo nie zrozumiałam, a który jednak tak bardzo mi się podobał.

About the Author

Radiowiec, prawnik, podróżnik. Niekoniecznie w takiej kolejności. Nade wszystko: kinomaniak.

Related Posts

Amerykański sen nie jest dla każdego. Mit od zera do milionera już dawno upadł. Ciężka praca nie...

Czy myśleliście kiedyś o tym, jakby to było spotkać swoją starszą wersję? Czy miałaby dla Was...

Lubię filmy, które rozbijają magiczną bańkę, w której macierzyństwo to droga usłana płatkami róż....

Leave a Reply