Francuski romantyzm sięgnął bruku. Alain Guiraudie w “Biegacz, dziwka, Arab, mąż” kreśli satyrę, która równocześnie uderza w prawicę i lewicę. Punktuje problemy współczesnej Europy zagubionej w strachach i fascynacjach. Choć brak mu wyraźnego pazura, reżyser dobrze bawi się w chaosie codzienności filmowego świata.
Médéric (Jean-Charles Clichet) to mężczyzna w średnim wieku, mieszkający w Clermont-Ferrand, który podąża za współczesnymi modami i idealnie wpisuje się w schematy średniej krajowej. Co rano wciska się w sportowy strój i przemierza ulice miasteczka, choć efekty jego biegania nie są spektakularne. Kiedy spotyka Isadorę (Noemie Lvovsky), zakochuje się na zabój, a jego świat wywraca się do góry nogami. To początek chaosu: współpracowniczka próbuje spędzić z nim noc, młody Arab coraz częściej nocuje w jego mieszkaniu, a mąż Isadory bierze go na celownik.
Przeczytaj także: Zdarzyło się
Guiraudie w swojej satyrze bierze na tapet strach przed terroryzmem i narastającą islamofobię francuskiej klasy średniej. Do tego dorzuca wątek prostytucji, wykluczenia ekonomicznego i wyzysku nieletnich. Tematycznie wiele się dzieje, a ostrze komedii uderza mocno. Choć “Biegacz, dziwka, Arab, mąż” nie jest obliczone na kontrowersje i szokowanie, porusza sporo ważnych tematów, punktując niewypowiedziane strachy. Médéric porusza się w znanej rzeczywistości i próbuje oswoić sprawy, które wymykają się jego kontroli. Francuski reżyser za jego sprawą próbuje opowiedzieć o Francji i Francuzach, którzy żyją w strachu przed zamachami, z niepewnością podchodzą do obcych, ale “oswojonych” obcych traktują jak swoich, a w tym wszystkim nadal pragną porywów serc i wielkiej miłości.
“Biegacz, dziwka, Arab, mąż” uważnie przygląda się rzeczywistości i puszcza oko do widza. Guiraudie ma w sobie dużo empatii i ciepła. Nie traci satyrycznego zacięcia i trafnie punktuje społeczne zawiłości. W końcu opowiada o solidarności, uważności na “swoich” i nieufności wobec obcych. Prawdy stare jak świat, ale jest je dobrze odkrywać od nowa.
daję 6 łapek!