Jeden z najciekawszych prowokatorów współczesnego kina bierze na warsztat biografię katolickiej mistyczki, Benedetty Carlini, i uruchamia maszynę kontrowersyjnych teorii czy rozwiązań. Jednak oglądając Benedettę, można zacząć się zastanawiać, czy Paul Verhoeven nie jest już tak obrazoburczy jak kiedyś, czy nasza tolerancja na przekraczanie pewnych granic nieco się zwiększyła. Ten film kipi od erotycznej energii, miesza religię z polityką i z dużym dystansem wprowadza wątek epidemiczny.
Przeczytaj także: Lamb
Benedetta (Virginie Efira) trafiła do klasztoru jako efekt ubicia targu z przedsiębiorczą przeoryszą (Charlotte Rampling). Oddana Bogu i żarliwie wierząca bez szemrania wykonuje swoje obowiązki, aż na horyzoncie pojawia się uciekająca od przemocowego ojca Bartolomea (Daphné Patakia). Dziewczyna przywdziewa zakonny habit, ale nie zamierza bez szemrania podporządkować się klasztornej rutynie. Przepełniają ją niestłumione żądze i pragnienia, a Benedetta od razu staje się obiektem jej zainteresowania. Stają się przyjaciółkami i kochankami, skutecznie lawirując w klasztornej hierarchii. Od tej pory seks i polityka stają się nierozłączne, a mistyczne wizje Benedetty zaczynają budzić zaciekawienie i grozę.
Verhoeven bawi się symbolami, by zadawać pytania o wiarę w boską moc, polityczne uzurpatorstwo i poruszanie się w systemie dla własnych korzyści. Efira doskonale czuje się w tej przestrzeni pełnej dwuznaczności i nigdy nie daje jednoznacznych interpretacji zachowania swojej bohaterki. Czy stygmaty na jej dłoniach spływają Jezusową krwią, a może to przemyślana strategia, by grać na oczekiwaniach zakonnic i wiernych? Reżyser Nagiego instynktu doskonale bawi się tymi niuansami i wie, kiedy docisnąć, by wzbudzić emocje. Dostajemy prowokacyjne obrazki, w których z piersi Maryi tryska mleko, jej figurka służy jako dildo, a czarna śmierć szerząca się we Włoszech symbolizuje koronawirusa. I choć poszczególne elementy mogą uderzać w czyjeś uczucia religijne, Verhoevenowi brak jakiejś werwy i pazura, by utrzymać ten obrazoburczy poziom.
Przeczytaj także: Wszystko zostaje w rodzinie
Benedetta to opowieść o kobiecości, zatraceniu i pragnieniach tłamszonych przez ugruntowaną przez katolicyzm pruderię. Holenderski reżyser portretuje bohaterkę, która starała się lawirować w ramach zastanego systemu, odważną i niezwykle inteligentką, która marzyła o raju, lecz wpadła w piekielne sidła. To film bezpruderyjny, momentami pomysłowy i pełen wizualnego przepychu, który nie zawsze doskakuje do wysoko postawionej poprzeczki z oczekiwaniami wobec reżysera. Interesująca satyra, ciekawa intelektualna rozprawa i wciągająca erotyczna zabawa, która miała prowokować, a wydaje się wykorzystywać zgrane sztuczki.
daję 6 łapek!