Niech was nie zwiedzie spokój lasu i małego miasteczka z dala od warszawskiego zgiełku. Dobrowice skrywają swoje mroczne tajemnice, które, z dużym przekonaniem, postanowił odkryć przybysz ze stolicy.
Łukasz Palkowski rozpoczyna swoją opowieść od zbrodni, trzęsienia ziemi, ale w kolejnych minutach wcale nie spuszcza z tonu. Intryga się zagęszcza, mnożą się pytania, a znikąd nie ma pomocnej dłoni w poszukiwaniu odpowiedzi. „Belfer” to prawdziwa kryminalna opowieść, w której można razem z bohaterami bawić się w detektywa.
Belfer stoi bohaterem
Po pierwszych dwóch odcinkach można śmiało powiedzieć, że nie mamy się czego wstydzić. Serial jest scenariuszowo dobrze dograny i wodzi widza za nos od jednego domysłu do drugiego, dzięki czemu przez cały czas utrzymuje wytężoną uwagę. Na pierwszy plan wysuwa się postać outsidera, przybysza z zewnątrz, który z uwagą, bez miejscowych naleciałościach analizuje, zastaną rzeczywistość. Paweł (Maciej Stuhr) staje się nauczycielem, psychologiem i tajemnicą, która ciekawie rezonuje ze zbrodnią oraz prowadzonym śledztwem. Właśnie dużą siłą serialu Palkowskiego jest wyraźne budowanie postaci. Przestrzeń otrzymuje nie tylko pierwszy plan, ale również cała plejada młodych aktorów grających uczniów w miejscowym liceum.
Nie jest łatwo sprawić, aby zbiorowość zyskała indywidualny rys. Można pójść na skróty i traktować kolegów zamordowanej dziewczyny jako całość z jednym bądź dwoma indywidualnościami. W „Belfrze” uczniowie są różnorodni, pełni charyzmy i odwagi, dzięki czemu klasa przestaje być jednolitą grupą. I choć dostajemy prymuskę, bogatego i rozpieszczonego dzieciaka, klasowego błazna czy mroczną, depresyjną dziewczynę, to wciąż scenarzyści starają się uciec od utartego schematu. Już po dwóch odcinkach widać, że poszczególne postacie otrzymają swoją przestrzeń i wprowadzą trochę zamieszania w prowadzone śledztwo.
Prawdziwy świat, niepapierowe postaci
W Belfrze może się podobać (albo nie) żywy i bardzo konkretny język. Nie usłyszmy wyszukanych zdań złożonych, które miałaby pokazać elokwencję bohaterów w przesadny sposób. Serial tętni dialogami, które mają odzwierciedlenie w rzeczywistości i w końcu nie brzmią papierowo. Nauczyciele przeklinają, ostro oceniają rzeczywistość i nie udają kogoś, kim nie są. Na pierwszy plan w tym językowym maratonie chwytliwych tekstów wysuwa się Daniel, nauczyciel WFu (Łukasz Simlat). Energiczny, rozbiegany i pokazowo luzacki jest ironicznym komentatorem rzeczywistości.
Dobrowice są ciekawym miejscem akcji. Prowincja, zwykłe polskie małe miasteczko, któremu daleko od obrazów patologii Smarzowskiego czy wiejskiej sielanki. Choć daje się wyczuć tęsknotę za lepszym światem, marzenie o stolicy i brak perspektyw, mieszkańcy nie stają się umęczonymi ofiarami swojego losu. To po prostu kolejne miejsce, gdzie człowiek żyje i spędza czas. W „Belfrze” ta codzienność zyskuje fajną oprawę, w której rozsiada się kryminalny wątek. Co prawda Palkowski ciekawie w tą zwyczajność wplata mroczny narkotykowy świat oraz polityczne przekręty.
Pierwszy odcinek mógł nieco rozczarowywać, jednak kolejny zatarł wrażenie niedosytu i zostawił z uciążliwym oczekiwaniem na kontynuację. Nasi twórcy nauczyli się w końcu, że dobrze jest zawiesić akcję na końcu, podbić napięcie i pozostawić widza z nurtującym pytaniem, szybkim zwrotem akcji do następnej odsłony. Nie musimy ścigać się z „Detektywem” czy „Fargo”, bo zawsze takie porównania wyjdą na minus. Grunt, że „Belfrowi” udaje się korzystać z polskiej rzeczywistości i wprawnie łączyć kryminał z humorem. Pierwsze odcinki zapowiadają bardzo dobry autorski projekt. Zobaczymy, co twórcy pokażą w kolejnych odsłonach.