Baywatch. Słoneczny patrol jest filmem, który nie wie, czego chce. W jakie ramy gatunkowe się wpisać. Co opowiedzieć i czy być komedią akcji, nostalgicznym rebootem, a może parodią kultowego serialu. Seth Gordon przeskakuje z akcentu na akcent – czasami z pełną powagą podchodzi do opowiadanej historii, aby za chwilę prześmiewczo odnieść do pierwowzoru. Niestety w tym chaosie nie ma metody, a kilka udanych tekstów nie ratuje niezbyt dobrego wrażenia.
Baywatch. Słoneczny patrol – słoneczny chaos
Mitch (Dwayne Johnson) jest bogiem plaży. Niezastąpiony ratownik, który bystrym okiem obserwuje plażowiczów, gotowy do szybciej akcji niemal przewiduje zagrożenie i z niesamowitą sprawnością ratuje ludzkie życie, wyciągając przerażonych turystów z morskiej otchłani. Ma jednak o wiele większe ambicje – chce strzec prawa w swojej okolicy, wykonując policyjne zadania. Kiedy dowiaduje się, że Victoria Leeds (Priyanka Chopra) handluje narkotykami, postanawia udowodnić jej winę i pozbyć się handlarzy.
Do pomocy w swojej misji ma młodych adeptów, którzy muszą przejść szkolenie, by dostać się do elitarnej grupy ratowników z Los Angeles. Matt (Zac Efron) to dwukrotny mistrz olimpijski w pływaniu, który jest mocny w gębie i nieszczególnie przepada za Mitchem. Razem z nim na plaży pojawiają się seksowna Summer (Alexandra Daddario) oraz nieskalany mięśniami Ronnie (Jon Bass). Ekipa ratownicza stawia czoła mafii, zwątpieniu policjantów i zgodnie ze swoimi ideałami walczy o porządek.
Baywatch. Słoneczny patrol opiera się na serii gagów, które, choć mają kilka dobrych tekstów, nie są w stanie zakryć braków scenariuszowych. Fabuła jest tylko pretekstowa, a aktorstwo przeciętne. Erotyczny podtekst wylewa się niemal z każdej kwestii, a jedynym atutem wizualnym filmu Gordona są piękne ciała bohaterów. Zac Efron umięśnieniem goni Dwayne’a Johnsona. Kobiety stają się ładnym dodatkiem i trofeum dla mężczyzn – nagrodą, którą dostaje się po dobrze wykonanym zadaniu.
Nawet nostalgiczne wspomnienie serialu wypada marnie. Obecność dawnego Mitcha – Davida Hasselhoffa i pokazanej na zwolnieniu Pameli Anderson jest tylko krótkim mignięciem na ekranie. Trzeba się pilnować, żeby nie przespać ich pojawienia się. Szkoda, szczególnie że Baywatch Gordona miał w sobie potencjał na uroczą parodię, która obnażałaby powierzchowność serialu z lat 90.
Baywatch niesie na swym silnych barkach Dwayne Johnson. Dwoi się i troi, ale wśród niezbyt udanych efektów specjalnych, chaosu fabularnego i marnej gry aktorskiej, nie jest w stanie przyciągnąć uwagi i utrzymać jej na dłużej. To podróż sentymentalna, z której bardzo szybko chce się wrócić.