W Barbieland wszystko jest idealne. Każdy poranek wita radosna rutyna, a uśmiech nigdy nie schodzi z ust mieszkańców. Barbie odmieniła życie dziewczynek w prawdziwym świecie i z poczuciem spełnionej misji może cieszyć się swoją rzeczywistością. Pech chce, że pewnego dnia w jej głowie pojawiają się myśli o śmierci, stopy dopasowane do noszenia szpilek dotykają ziemi, a mleko ma kwaśny smak. Czas rozwikłać zagadkę, skąd wziął się kryzys egzystencjonalny i kto namieszał w idealnym świecie.
Barbie: każdy jest wystarczający!
Greta Gerwig jest świadoma mitu, po który sięga. Powstała pod koniec lat 50. lalka Barbie miała być inspiracją dla dziewczynek. Niosła w sobie przesłanie, że każdy może być tym, kim chce, a macierzyństwo to nie jedyna droga przez życie. Feministyczna ikona stała się też przekleństwem. Znienawidzona przez wielu ze względu na promowanie nierealistycznego ideału piękna czy utrwalanie stereotypów. I choć wiele można jej zarzucić, na dobre odcisnęła piętno w popkulturze. Stała się międzypokoleniowym łącznikiem, kobiecym głosem, ale też drogowskazem dla wielu młodych kobiet. Barbie postanawia rozliczyć się z nabudowaną przez lata mitologią, zabawić się formułą, puścić oko do widza, ale też w radości i uśmiechu znaleźć miejsce dla refleksji.
Być może Gerwig nie odkrywa nowych lądów. Nie stawia nowych tez i nie wyciąga odkrywczych wniosków. Jednak jej Barbie jest filmem, którego potrzebowaliśmy. Kolorowy i momentami rozkrzyczany opowiada o poszukiwaniu tożsamości w świecie, który od zawsze narzuca nam społeczne role – zarówno kobietom, jak i mężczyznom. Oczekiwania narastają od pokolenie, a surowe oczy „wyrafinowanych” sędziów nieustannie są w gotowości, by wydać werdykt. Jakbyśmy się nie starali zawsze będzie coś nie tak. Skazani na wieczne niepowodzenia, musimy sami odnaleźć satysfakcjonującą drogą. Banalna puenta, aczkolwiek niebywale pokrzepiająca. Taki zresztą jest ten film – pełen pozytywnej energii, humoru i nadziei, że zmierzmy w dobrym kierunku.
Przeczytaj także: Oppenheimer
Reżyserka Małych kobietek daleka jest od tworzenia kolorowej wydmuszki. Doskonale bawi się popkulturą, łapie społeczne konteksty, daje prztyczka w nos Mattelowi czy Warner Brosowi. Nie jest zachowawcza w swoich żartach, a do tego bardzo świadoma tego, o czym opowiada. Narratorka o głosie Helen Mirren staje się nie tylko przewodnikiem po Barbielandzie czy prawdziwym świecie, ale też doskonałą komentatorką artystycznych wyborów twórców. Zawsze to dodatkowy atut, kiedy scenarzyści potrafią z siebie żartować.
Uśmiech zresztą towarzyszy widzom przez większość seansu (ale jest też dużo miejsca na refleksję!). Wprowadzająca sekwencja przywodzi na myśl kultowe sceny z 2001: Odysei kosmicznej Stanley’a Kubricka. Podniosła muzyka towarzyszy brutalnemu rozliczeniu się z lalkami-niemowlakami i pojawieniu się Barbie. Potem jest już tylko lepiej: różowa kraina pełna spełnionych kobiet i spędzających czas na plaży Kenów. Słońce, plaża i wieczorne imprezy w Dreamhouse pokazują beztroskie życie, które wkrótce będzie musiało stawić czoła przemianom. Barbie (genialna Margot Robbie) wyruszy do prawdziwego świata, by odnaleźć dziewczynkę, która się nią bawi i naprawić to, co przestało działać w Barbieland. Jednak to nie jedyne wyzwanie, przed którym stanie. Ken (zasługujący na Oscara Ryan Gosling) po wizycie w naszym świecie zakocha się w patriarchacie.
Przeczytaj także: Lady Bird
Piękne kreacje, wymarzone domy i feeria barw sprawiają, że Barbie jest wizualną perełką. Scenografia zapiera dech w piersi i widać, że jest dopieszczona w każdym szczególne. Domki odzwierciedlają ich mieszkańców, różowy samochód zabiera Barbie i Kena na przygodę życia do Los Angeles – równie plastikowej i kolorowej krainy jak Barbieland. Wszystko wypełnia świetna ścieżka dźwiękowa, która będzie towarzyszyć uczestnikom letnich imprez.
Trzeba jednak przyznać, że ten film nie miałby takiej mocy rażenia, gdyby nie perfekcyjnie dobrana obsada. Margot Robbie wyśmienicie radzi sobie jako Stereotypowa Barbie, starając się wyjść poza zgrane schematy. Jest pełna wdzięku, ale też kobiecej siły. Niezależna, ale pełna wątpliwości i potrzebująca wsparcia. Choć tworzy pełnokrwistą kreację, która na długo zostaje w pamięci, dla mnie największym zwycięzcą tej produkcji jest Ryan Gosling. W blond włosach i ze smętną miną kreuje Kena zagubionego, którego jedynym sensem życia jest stanie u boku Barbie. Humorystyczne wepchnięcie tej postaci w ramy kobiecego stereotypu, daj amerykańskiego aktorowi pole do popisu. Jest fenomenalny w cichym wzdychaniu do kobiety. Bawi, gdy zachłyśnie się prawdziwym światem i męską energią. Porusza, kiedy przechodzi kryzys i próbuje zrozumieć, kim naprawdę jest. Można się rozpisywać o Robbie i Goslingu, ale America Ferrera prawdziwie porusza (przy jednym monologu miałam aż ciarki na plecach), Michale Cera potrafi bawić, a Kate McKinnon świetnie się bawi w aktorskiej szarży. W wymarzonej krainie pojawił się prawdziwy dream team aktorski.
Przeczytaj także: Pierwszy dzień mojego życia
Barbie to doskonała satyra, która momentami jest rysowana grubą kreską. Nie jest to zarzut, bo wyolbrzymieniem charakteryzuje się ten gatunek, a Gerwig czuje się w nim jak ryba w wodzie. Pokazuje, że w świecie nie ma miejsca na zero-jedynkowe interpretacje. Plastikowe kamienne twarze muszą odkryć w sobie różne emocje. Z ekranu padają znane już prawdy, ale może w końcu nadszedł czas, by kilka z nich głośno wybrzmiało. Każdy z nas jest wystarczający (Kenough!) niezależnie od tego, do którego świata należy. Barbie ma w sobie więcej z ludzi niż się może spodziewać, a każda z nas ma w sobie coś z Barbie.
daję 8 łapek!