„The Bad Batch” – dziewczyna, która sama wędruje po pustyni
„The Bad Batch” przywodzi na myśl „Mad Maxa” George Millera. Pustynia, pałac pełen kobiet w ciąży i dziewczyna, która buntuje się przeciwko zastanej rzeczywiści. Amirpour przyciąga uwagę początkową sekwencją, kiedy Samantha zostaje porwana przez kanibali i pozbawiona kończyn. Fenomenalnym pomysł wyczerpuje się po kilku minutach i całość zaczyna tonąć w dłużyznach. Trudno nie oceniać „The Bad Batch” ironicznie, kiedy jedyną atrakcja staje się umięśniony Jason Mamoa oraz poszukiwanie ukrytych pod charakteryzacją znanych aktorów. Jim Carrey jako bezdomny pcha wózek z całym dobytkiem, a Keanu Reeves zarządza uroczym haremem.
Film opowiada o życiu na wygnaniu. W dziwnej krainie zwanej Comfort mieszkają wyrzutki społeczne, którym przeszły tworzyć oddzielny świat,ustanawiać nowe zasady i odtwarzać dobrze sobie znaną cywilizację. Każdy, kto znajdzie się po drugiej strony ogrodzenia ma wybór: żyć w miasteczku przypominającym slamsy albo samotnie wędrować po pustyni. Żadna z obranych ścieżek nie gwarantuje bezpieczeństwa i spokoju. Przekonuje się o tym Samantha, która nie chce się podporządkować schematom.
Amipour przedstawia niezwykle żywy i barwny świat, w którym znajdziemy osiłków, samozwańczych proroków i porwane dziecko. Mimo wszystko wstępna koncepcja rozmywa się w dłużyznach i wątpliwej logice. Suki Waterhouse błyszczy na ekranie, ale działania jej bohaterki są dalekie od psychologicznej wiarygodności. Nawet trudno zrozumieć pojawiający się syndrom sztokholmski w jej fascynacji mężczyzną z plemienia kanibali. Dobre zdjęcia Lyle Vincent nie są w stanie przyćmić fabularnej wydmuszki. Trochę zmarnowany potencjał wielkiej przygody.