Brama warszawskiego zoo otwiera się z samego rana. Antonina Żabińska (Jessica Chastain) z uśmiechem i ogromną radością wita odwiedzających, przemierza park na rowerze i z troską pochyla się nad każdym zwierzęciem. Nie boi się przy tym pobrudzić czy złapać w swe dłonie widły. Pełna anielskiej aury i delikatnej kobiecości staje się symbolem ogniska domowego i potulnej uległości. Azyl opowiada o odpowiedzialności za drugiego człowieka, odwadze i bezwarunkowej trosce.
Azyl – magiczna kraina bezinteresowności
Azyl to niewiarygodna historia, w którą trudno byłoby uwierzyć, gdyby nie wydarzyła się naprawdę. Państwo Żabińscy, Jan (Johan Heldenbergh) i Antonina, podczas II wojny światowej w piwnicy swojej willi na terenie zoo przechowywali setki Żydów. To dzięki ich działalności udało się uratować wiele istnień. Jako małżeństwo działali wspólnie, tworzyli dobrze naoliwiony system, ale Niki Caro o wiele bardziej interesuje postać kobieca. Z uwagą przygląda się Antoninie, która łączy w sobie sprzeczności: zdecydowanie i pokorę, odwagę i niewypowiedziany strach.
Jessica Chastain kreuje postać delikatną, nieco naiwną i niezwykle subtelną, co początkowo ociera się o przerysowanie – na szczęście w granicach rozsądku. Aktorka daje impresję jej wycofanej osobowości, która nie przystaje do brutalnego, zewnętrznego świata. Miękki głos gdzieś na granicy płaczu, polski akcent i płoche spojrzenie tworzą Antoninę Żabińską, która, choć z dużą ostrożnością podchodziła do życia, znalazła w sobie ogromne pokłady odwagi i człowieczeństwa, by ratować niewinnych ludzi.
Azyl nie wychodzi poza ramy bezpiecznego opowiadania o wielkich, ale zwyczajnych ludziach. Chronologicznie przedstawia fakty, obserwuje zastaną rzeczywistość i stara się w nią nie ingerować, przez co film traci trochę na temperaturze, ale zyskuje przez to na wiarygodności. Reżyserka unika hollywoodzkich chwytów, wielkich romansów i rozdzierających serca scen. Wielki dramat wojenny rozgrywa się tutaj po cichu, gdzieś poza okiem kamery, która z uwagą patrzy na ludzi. Antonina Żabińska nie otrzymuje hagiografii, ale poprawnie skrojoną opowieść o delikatności, w której tkwi ogromna siła. Nastrój tworzy się głównie za sprawą niezwykle ciepłej kolorystyce i subtelności kadrów i przestrzeni oderwanych od znanego nam brudu wojny.
Caro wprowadza podział na to, co dzieje się w zoo – jest hermetyczną bańką z ulotnym poczuciem bezpieczeństwa – oraz na świat zewnętrzny, do którego wyrusza Jan Żabiński. Dzięki temu willa jawi się jako oaza i schronienie. Mimo wszystko to wizualne dopieszczenie odbiera filmowi silnej emocjonalności, przez co trudno odnaleźć w nim poczucie zagrożenia czy niebezpieczeństwo sytuacji.
Azyl emanuje tajemniczą energią spokoju. Choć poza murami zoo rozgrywa się wojenny dramat, dom Żabińskich wydaje się jakąś odległą krainą, gdzie wszystko jest lepsze i piękniejsze – nie tyle dosłownie, co w relacjach międzyludzkich i wzajemnym zrozumieniu. Film Nowozelandki otula wizualnym dopieszczeniem, pięknymi zwierzętami i genialnym spokojem Chastain, ale ucieka przez to w realizm magiczny.
W opozycji do bajkowości pojawia się historyczne dopracowanie i zakorzenienie w polskiej kulturze. W tle słyszymy nasz język, widzimy ogłoszenia i informacje pisane po polsku, spoglądamy na doktora Korczaka, który z przejęciem opiekuje się dziećmi. Caro odrobiła lekcję i z uwagą buduje przestrzeń, która otacza Żabińską. Azyl to kobiece ciepło, męska siła i emocjonalna subtelność, w którą chce się wierzyć.
Zapraszamy do śledzenia nas na Facebooku i Instagramie!
[R-slider id=”2″]