– daję 7 łapek!

Miało być kontrowersyjnie, z przekraczaniem granic i nowym spojrzeniem na temat anoreksji. Aż do kość to poprawna opowieść o spadaniu na dno autodestrukcji, by odbić się od niego i stanąć na nogi. Marti Noxton unika taniej sensacji, romansowej konwencji kina dla nastolatków i próbuje powiedzieć coś więcej o chorobie, która jest zdradliwa i trudna do leczenia. Szczególnie, jeśli sam chory nie dostrzeże problemu i nie stawi mu czoła.

Aż do kości/Netflix

Aż do kości – sztuka wstawania

Ellen (Lily Collins) jest nastolatką. Nie spędza jednak czasu ze znajomymi, nie imprezuje, a na jej twarzy rzadko gości uśmiech. Wycofana i cicha nieustannie mierzy swoje ramię w przerażeniu, że przytyła. Choroba zajmuje cały jej świat, a wszelka chęć pomocy ze strony rodziny spotykają się z niechęcią i odrzuceniem. Kiedy trafia do doktora Williama Beckhama (Keanu Reeves), to ostatni moment, aby uchronić ją przed skokiem w przepaść. Wycieńczona, wychudzona ze zdrowotnymi problemami przybywa do domu, gdzie toczy się z pozoru normalne życie. To miejsce, w którym osoby z zaburzeniami odżywiania tworzą małą społeczność, oferując sobie wzajemne wsparcie. Normalność staje się formą terapii, a charyzmatyczni współlokatorzy genialnym odzwierciedleniem i wsparciem.



Aż do kości pokazuje nieco schematyczne podejście do anoreksji. Problemy z rodzicami, trudne dzieciństwo i nieustanna walka o uwagę skupionej na sobie matki staje się kluczem do zrozumienia Ellen. Podoba mi się, że Noxton więcej uwagi poświęciła terapii i psychologii postaci. Nie bawi się w pokazywanie oklepanych obrazków odrzucania jedzenia, zmęczonej twarzy i uzdrowienia dzięki miłości. Choć dziewczyna zaczyna czerpać radość z życia dzięki Luke’owi (Alex Sharp) i jego pozytywnemu nastawieniu do rzeczywistości, zapętlona w własne demony musi stopniowo dojrzeć do zrozumienia siebie.

Aż do kości/Netflix

Aż do kości/Netflix

Lily Collins wiarygodnie kreuje postać, która nie jest tylko ucieleśnieniem głównego motywu filmu. Jej bohaterka staje się kimś więcej niż denerwującą anorektyczką, która dla szczupłego (wychudzonego!) ciała jest w stanie zrobić wszystko. Noxton nie pokazuje zapatrzonej w siebie, narcystycznej dziewczyny, ale skomplikowaną i zagubioną młodą kobietę, która nie potrafi poczuć się nie tyle dobrze w swoim ciele, ale w świecie.

W Aż do kości nie jest kolejną opowieścią w stylu Sundance, gdzie młodzi ludzie zmagają się z niebezpieczną chorobą, ale wspólnie odnajdują szczęście i radość chwili. Noxton nie demonizuje, ani nie upiększa, pokazuje wzloty i upadki, dając mądre przesłanie, że największym sukcesem jest samodzielne dojrzewanie do trudnych decyzji i odpowiedzialności za własne czyny.

Related Posts

Warszawski bon vivant z bagażem doświadczeń i kieliszkiem w dłoni raczej nie wzbudza sympatii od...

Mam taką przypadłość, że jak już coś zacznę oglądać, to muszę skończyć. Staram się dawać szansę...

Lubię bajkowe opowieści, w których dziewczynki są w centrum i samodzielnie pokonują przeszkody....

Leave a Reply