Rebeka to wciągająca opowieść o kłamstwie, miłości i moralności, która do tej pory elektryzuje widzów. Wieloznaczni bohaterowie, którzy mogą być interpretowani jako dobrzy albo źli, ofiary albo okrutni sprawcy przyciągają uwagę. Alfred Hitchcock przeniósł tę opowieść na duży ekran jako pierwszy i wzbudził niemałe zainteresowanie. Ponownie powieść Daphne Du Maurier sięgnął Ben Wheatley. Film został zrealizowany dla Netfliksa, a w główne role wcielili się Armie Hammer i Lily James.
Z aktorami porozmawiałam o fascynacji postaciami stworzonymi przez du Maurier i ich podejściu do tej historii.
Rebeka to opowieść o świecie po odejściu i ogromnej stracie utkana ze wspomnień najbliższych. A portret, jaki wyłania się z tych opowieści wcale nie rysuje się kolorowo. Wszystkie informacje stawiają Rebekę w złym świetle: patologiczna kłamczucha, sztuczny urok, perfekcja w manipulacji, brak wyrzutów sumienia. Mamy wrażenie, że była niebywale zła…
Armie Hammer: Wydawała się prawdziwym wrzodem na tyłku…
Lily James: … według jej męża, który ją zamordował. To chyba nie jest najbardziej wiarygodne źródło informacji. Inne zdanie mają pani Danvers czy jej kuzyn.
AH: Dlatego właśnie Maxime był skrzywdzony. Nikt mu nie wierzył, że Rebeka tak naprawdę była złym człowiekiem.
LJ: Książka Daphen Du Maurier jest ponadczasowa właśnie dzięki tej wieloznaczności. Stawia wyzwania odbiorcom w tym, jak przedstawiana i odbierana jest kobieta, portretuje toksyczny związek i pokazuje władzę mężczyzny nad kobietą. Pyta o to, jaką kobietą powinno się być w tamtych czasach, a jaką obecnie.
Przed rozpoczęciem zdjęć sięgnęliście ponownie po książkę i film Alfreda Hitchcocka?
LJ: Nie chcieliśmy zrobić remake’u Hitchcocka, więc moje podejście miało być nieco inne. Książkę przeczytałam setki razy, sięgałam po różnej interpretacje tej historii, obejrzałam film. Sięgnęłam po wszystkie możliwe materiały, by stworzyć mój portret drugiej pani de Winter.
AH: Nie chciałem oglądać filmu, przed zrealizowaniem naszej adaptacji, by nie być pod wpływem gry Laurence’a Oliviera, który za tę rolę otrzymał nominację do Oscara. Nasza wersja Rebeki jest inna, trochę bardziej współczesna. Hitchcock również zmodernizował swój film w stosunku do książki. Każdy ma swoją adaptację.
Na co chcieliście położyć większy nacisk w waszej wersji?
LJ: Na początku o wiele bardziej skupiliśmy się na romansie głównych bohaterów. Chcieliśmy, żeby widzowie naprawdę uwierzyli w ich miłość, aby potem – kiedy pojawią się kłopoty – byli po naszej stronie. W książce ten zabieg wydawał się prostszy, ponieważ patrzy się na świat oczami drugiej pani de Winter. Przyjmuje się jej perspektywę. Trudniej zrobić to w filmie, kiedy pojawia się wiele punktów widzenia.
Sporo rozmawiała o tym z Benem (Wheatley, reżyser – przyp. red.). Patrzymy na dziewczynę, która jest nieśmiała, wychodzi za mężczyznę, którego ledwie zna, wprowadza się do wielkiego domu. Zastanawialiśmy się, czy to był jej plan i właśnie takie życie chciała osiągnąć. Na ile była niewinna i naiwna, a na ile udało jej się osiągnąć jakiś zaplanowany cel.
Co było dla was najbardziej fascynujące w waszych postaciach? Za co je lubicie albo nie lubicie?
LJ: Dla mnie najciekawszy był moment, kiedy druga pani de Winter decyduje o tym, że dla niej większe znaczenie ma fakt, że Maxime ją kocha niż to, że zamordował własną żonę. To jest totalnie szalone, a przy tym niezwykle ludzkie – kochasz kogoś tak bardzo, że doprowadzasz się do szaleństwa i podejmujesz irracjonalne decyzje.
AH: Podoba mi się zdolność Maxima do zmian. Jest uparty, ale potrafi być lepszą wersją siebie. Uczy się na popełnionych błędach, dzięki czemu się rozwija. Z kolei nie lubię tego jego wycofanej części osobowości. Maxime nie potrafi rozmawiać. W filmie pojawia się tak wiele możliwości, żeby mógł wyznać prawdę. Wszyscy muszą się zastanawiać, o co mu chodzi, co tak naprawdę myśli i czy wszystko jest z nim w porządku. Według mnie państwo de Winter powinni mieć poważną rozmowę na temat przeszłych wydarzeń i w końcu ją mają, ale ja pewnie wygadałbym się szybciej.
Pani Danvers jest uważana za jedyny czarny charakter w tej historii, ale trudno zapomnieć o tym, że pan de Winter jest skupionym na sobie egocentrykiem, który dokonuje zbrodni, a druga pani de Winter z lekkością przedkłada miłość nad moralnością.
LJ: To ciekawe, jak Daphne du Maurier udało się stworzyć takie postaci, którym – pomimo wszystko – kibicujemy i chcemy, żeby wszystko uszło im na sucho. Pani Danvers staje się takim centrum moralnym całej tej historii. Zdaje się, że to ona ma serce i kwestionuje zachowanie pozostałych.
AH: Z każdą z tych postaci można w jakiś sposób się utożsamić, choć, jakby na to nie spojrzeć, są podłe. A jednocześnie trochę im współczujemy… To niesamowity kunszt pisarski du Maurier.
Lily w jednym z wywiadów powiedziałaś, że do tej postaci przyciągnęło cię jej poczucie niepewności, ponieważ jest to uczucie, z którym sama się zmagasz. Taka rozbieżność między tym, jak postrzegasz sama siebie, a jak robią to inni. W jaki sposób chciałaś to rozwinąć w swojej postaci?
LJ: Często w rozmowach pojawiało się stwierdzenie, że ludzie potrafią bardziej utożsamić się z Rebeką. Czują z nią większą więź niż z drugą panią de Winter. Rebeka jest dużo bardziej współczesna, decydują sama o sobie, potrafi postawić się swojemu mężowi. Jest wyzwolona emocjonalnie, psychicznie i seksualni. Ona kontroluje sytuację. Chciałam, żeby moja postać również zyskała sprawczość.
Wciąż wiele ludzi, wliczając w to mnie, nie czuje się sprawczymi, pewnymi siebie, czy gotowymi do tego, by stawić światu czoła. To takie nieustanne uczucie niedopasowania do rzeczywistości. Teraz jest to szczególnie trudne, kiedy otaczają nas perfekcyjne obrazki perfekcyjnych ludzi, którzy są pewni siebie i potrafią zdobywać świat. Taka konfrontacja sprawia, że czujemy się zagubieni i zaczynamy wątpić we własne możliwości. Chciałam pokazać taką postać – pełną lęków, poczucia, że nie jest wystarczająca, że ciągle czegoś jej brak. W pewnym sensie przejęłam jej uczucia i niepewność – czułam, że sama jako aktorka nie jestem perfekcyjna i jeszcze czegoś mi brak. Finalnie jednak moja bohaterka znajduje w sobie siłę i mam nadzieję, że ludzie, którzy czują się niepewni i pozbawieni głosu, również odnajdują w sobie tę moc.