Anihilacja to intelektualne sci-fi bez fajerwerków i głośnego ataku obcych. To opowieść o przyszłości, w którym unicestwienie czai się tuż za rogiem, a cała nadzieja na przetrwanie tkwi w mikrobiologii. Alex Garland nie buduje swojej filmowej rzeczywistości w oparciu o zaskoczenia. Nie otrzymamy mrożących krew w żyłach twistów, a losy głównej bohaterki nie będą nam odbierać oddechu. Całość jest niezwykle stonowana i pozbawiona hermetyczności, za którą pokochałam Ex Machinę.
Garland zabiera nas do psychodelicznej rzeczywistości, pełnej barw w stylu Bruce Riley, w połączeniu z odkrywczą ekspedycją naukowców. Żongluje płaszczyznami czasowymi, wędrując po osi czasu niczym znużony chochlik. Lenę (Natalie Portman) poznajemy, kiedy jest przesłuchiwana przez badaczy po swoim powrocie z tajemniczego miejsca, które swoją ekspansją zaczyna zagrażać całej ludzkości. Wojskowi i badacze nie wiedzą, jak powstrzymać rozrastającą się migotliwą przestrzeń, z której nikt nie powraca żywy. Atmosfera robi się gęsta, powstaje wiele znaków zapytania, ale kobieca eskapada nie mrozi krwi w żyłach. Za mało tutaj egzystencjalnej kontemplacji, by dać się pochłonąć wolnemu tempu opowiadania. Nie wystarcza też suspensu i przedziwnej teorii o samozniszczeniu (anihilacji), aby uchwycić niuanse opowieści o otaczającym ludzi zagrożeniu.
Być może cała siła filmu miała tkwić w kobiecości i położeniu akcentu na działanie zespołowe piątki bohaterek. Niestety, relacje między naukowcami zostają zarysowane pobieżnie, jakby były tylko pretekstem do całej historii. Garland zamiast skupić się na precyzji opowiadania, skupia się na wizualnym rysie nowego świata. Traktat filozoficzny o destrukcji zamienia się w wielobarwną podróż wśród rozmnażających się molekuł, przez co nie czuć narastającego zagrożenia. Misja, która ma być wyprawą w jedną stronę, balansowaniem na granicy życia i śmierci, rozpływa się w retrospekcjach z życia Leny, jak i przeskokach do początkowego przesłuchania.
Anihilacja ma w sobie coś z Obcego, Parku Jurajskiego i nastroju Stalkera. To kino, które pragnie być duszne w swej intelektualnej precyzji, zachwycające w wizualnym dopracowaniu i poprawne za sprawą silnych bohaterek. Garland tworzy obraz wyważony, ale przez oszczędne zarysowanie postaci, całość staje się wykalkulowaną futurystyczną wizją zagrożonego świata. Jest pięknie, choć wciąż pozostaje uczucie niedosytu i oczekiwania na coś więcej…