Winna czy niewinna? To pytanie zdaje się ciążyć na widzach przez cały seans Anatomii upadku. Jednak Justine Triet nie pragnie dać jednoznacznej odpowiedzi. Ją interesuje proces poszukiwania prawdy. Dramat sądowy jest idealnym narzędziem, by opowiedzieć o chaosie informacyjnym, względności wydarzeń, umiejętnym przedstawianiu faktów i przyspieszonym dojrzewaniu w zetknięciu z oczekiwaniami i pytaniami bez odpowiedzi.
Anatomia upadku: Prawda nie istnieje
Sandra (Sandra Huller) jest pisarką. Odniosła sukces, a jej powieści cieszą się dużym zainteresowaniem. Poznajemy ją typowego dnia, gdy udziela wywiadu młodej studentce. Przejmuje kontrolę nad rozmową, odbija piłeczki, nie chce odpowiadać na pytania, a jednocześnie wyraża żywe zainteresowanie drugą osobą. Lekko pijana i trochę urocza jest nośnikiem wielu emocji. Kiedy więc rozbrzmiewa głośna muzyka włączona przez pracującego na piętrze męża, początkowa lekkość i beztroska ustępuje irytacji. Wywiad zostaje przerwany. To tylko wstęp do opowieści o kobiecie wtłoczonej w tryby machiny sądowej. Zwyczajny dzień zamienił się w koszmar, kiedy na śniegu wylądowało ciało jej męża Samuela (Samuel Theis). Kto jest odpowiedzialny za jego śmierć? Czy jest to zabójstwo, samobójstwo, a może nieszczęśliwy wypadek?
Justine Triet mówi o relatywności prawdy. Choć Anatomia upadku skupia się na sądowej batalii, francuska reżyserka przede wszystkim opowiada o ludzkiej naturze. Skupia się na konwenansach, wychodzi poza ramy społecznych zasad i odrzuca płciowe podziały. Wyrywa swoich bohaterów z odmętów stereotypu, a wszystko, co widzimy na ekranie jest niejednoznaczne i może podlegać wielu interpretacjom. Właśnie w tym dystansie do przedstawionego świat tkwi prawdziwa moc. Triet nie wskazuje palcem na oczywiste rozwiązania. Nie interesuje ją jedyna prawda, a proces odbierania rzeczywistości, który jest indywidualny dla każdej osoby.
Przeczytaj także: Strefa interesów
Anatomia upadku opowiada o moralnym upadku swoich bohaterów. Nie tylko podejrzanej o zbrodnie Sandry, ale też Samuela, który nie potrafił sobie poradzić z poczuciem winy, artystyczną niemocą i rodzinną rzeczywistością, którą zbudował. Oprócz tego to historia Daniela (Milo Machado Graner), syna, który zbyt szybko musi nauczyć się funkcjonować w świecie dorosłych. Doświadczony przez wypadek sprzed lat ma problemy ze wzrokiem, ale to on zdaje się widzieć i czuć najwięcej. Rozprawa sądowa to jego inicjacyjna droga, podczas której musi wyjść z dziecięcej naiwności, poradzić sobie z trudnymi emocjami i stawić czoła niewygodnym pytaniom.
Sandra Huller tworzy jedną z ciekawszych ról w swojej karierze. Niemiecka aktorka ma bardzo dobry czas, a jej powściągliwe kreacje zasługują na uwagę (w tym sezonie możemy zobaczyć ją jeszcze w Strefie interesów Jonathana Glazera). Jej Sandra jest postacią wymykającą się utrwalonym schematom. Nie daje się wcisnąć w pęta macierzyńskiej miłości. Jest ambitna, skupiona na karierze, pewna siebie, ale pełna troski i ciepła. Niesie w sobie skomplikowane emocje i nie zamierza przepraszać za swoje aspiracje. Nie klepie sfrustrowanego męża po ramieniu, ale punktuje jego pasywność w drodze do spełnienia i szczęścia. Huller potrafi łączyć skrajności, nie popada w patos ani przerysowanie, a retrospektywna scena kłótni przynosi prawdziwy dreszcz emocji.
Przeczytaj także: Niedźwiedzie nie istnieją
Triet potrafi budować napięcie. Choć Anatomia upadku to kameralna opowieść, w której kamera stoi blisko bohaterów, czuć w niej emocjonalny i tematyczny rozmach. Reżyserka nie wybiera drogi na skróty i nie próbuje na siłę budować dopowiedzeń. W jej własnych poszukiwaniach prawdy tkwi prawdziwa siła. W tej historii nie ma jednoznacznych odpowiedzi. Na próżno szukać usprawiedliwień i wyjaśnień. Nigdy nie dowiemy się, co tak naprawdę wydarzyło się tego feralnego dnia. Ten film to sztuka stawiania pytań i nie oczekiwanie odpowiedzi. Świat pełen jest wątpliwości i nie zawsze zostają one rozwiane. Mocne, gęste i świetnie zagrane kino o prawdzie i jej braku.
daję 8 łapek!