Zapatrzenie w wielkie hollywoodzkie gatunkowe produkcje bardzo rzadko wychodzi nam na dobre. Amok chce być Zodiakiem, a daleko mu nawet do Czerwonego pająka Marcina Koszałki. Kasia Adamik popada w nadmierne metafory i mnogość wątków już na poziomie scenariusza. Niestety nie udaje się ich spiąć w intrygującą opowieść. Ten film to popteledysk wypełniony mrocznymi dźwiękami, ale bez duszy trzymającego napięcie thrillera.
Amok – zamroczenie pełne ambicji
Pragnienie sławy, fascynacja złem i perwersyjne skłonności motywują Krystiana Balę (Mateusz Kościukiewicz) do działania. Jego powieść „Amok” pełna jest realistycznych opisów zbrodni i brutalnych zachowań młodego mężczyzny, który czerpie przyjemność z przemocy i zadawania bólu. W potoku wulgarnych słów kryje się prawda na temat morderstwa, które miało miejsce kilka lat wcześniej. W książce znajduje się wiele szczegółów dotyczących zbrodni dokonanej na wrocławskim architekcie. Kiedy do miasta przybywa policjant, Sokolski (Łukasz Simlat), z werwą rozpoczyna nowe śledztwo, by w końcu zamknąć nierozwiązaną sprawę. Przybysz z zewnątrz, świeże spojrzenie i nowa perspektywa. Komenda zamienia się w kącik czytelnika, a sam Sokolski próbuje zbliżyć się do Bali, by odkryć jego mroczne tajemnice.
Amok mógł być pojedynkiem między rzeczywistością a fikcją, prawdą a kłamstwem, normalnością a zboczeniem czy wreszcie fantastycznym bitwą dwóch męskich osobowości. Adamik próbuje stworzyć mroczną atmosferę głównie przy pomocy ciemnych zdjęć i dudniącej muzyki. Poza tym bohaterom nieustannie towarzyszy ścieżka dźwiękowa. Nawet wtedy, kiedy milknie ilustracja muzyczna ze świata przedstawionego dobiegają klasyczne utwory chyłkiem słuchane przez Sokolskiego. Policjant o poharatanej przeszłości zmaga się z własnymi demonami, dlatego misja złapania mordercy staje się dla niego niezwykle ważna.
Reżyserka nie potrafi w pełni skupić się na intensywnej relacji, dorzuca liczne wątki poboczne, mnożąc pytania „dlaczego”, „po co” i „ale jak to?”. Zazwyczaj w thrillerze czy kryminale taka niepewność budzi intrygujący dreszczyk emocji. Tutaj nie chodzi o napięcie związane z opowieścią, ale główną osią fabularną, w której pojawiają się dygresje, śmieszne rozwiązania i nachalne inscenizacje. Żona Bali (Zofia Wichłacz) na początku filmu staje pośrodku pokoju wypełnionego fotografiami z miejsca zbrodni, dookoła panuje chaos, a przez otwarte okna hula wiatr. Perwersyjne wyobrażenia Krystiana otrzymują czerwoną kolorystykę i realistyczne przedstawienie, a Sokolski zostaje metaforycznie zalany wodą (jego córka zginęła, spadając samochodem z wiaduktu do rzeki). Takich scen – metafor jest jeszcze trochę w Amoku i niestety nie działają na korzyść opowieści.
Amok jest kinem niespełnionym. Krążącym w dezorientacji między kinem artystycznym a wiernością gatunkowym kliszom. Historią Krystiana Bali żyła cała Polska i świat, ale filmowi brakuje emocji gotowych wstrząsnąć świadomością ludzi. Zbrodnia się dokonała, potencjał umarł.