Długo musiałam czekać, aż Altered Carbon porwie mnie i wchłonie do swojego futurystycznego świata. Jednak warto było dać mu szansę i cierpliwie czekać na moment zauroczenia, szczególnie że serial stworzony przez Laetę Kalogridis nie jest tanią błyskotką. To filozoficzna podróż po ludzkich marzeniach o nieśmiertelności i bogactwie, skrywanych pragnieniach i skłonnościach do przemocy. Genialne połączenie Ghost in the Shell z Blade Runnerem obfitujące w zwroty akcji i clifhangery. Netflix przedstawia sci-fi, jakiego potrzebowałam: pełnego zawiłości, filmowego i niezwykle mrocznego, w którym nie ma krystalicznych bohaterów.
Ludzka świadomość została przeniesiona na dysk. Człowiek stał się nieśmiertelny. Ciało stało się tylko zewnętrzną powłoką, którą można zmieniać, tworzyć na nowo. Bogaci mogą sobie pozwolić na nieskończoną liczbę wcieleń, śmierć traktując jako opcję zakończenia nieustającej wędrówki. Moralność się zdewaluowała, rzeczy niemożliwe przestały istnieć, a lęk przed nieznanym został okiełznany, pozbawiając ludzi wszelkich zahamowań. Wiara w bogów upadła, odkąd człowiek stał się wszechmocny.
To właśnie do tego świata zostaje sprowadzony Takeshi Kovacs (Joel Kinnaman), zatopiony w lodzie ponad 200 lat temu po pojmaniu przez policję za zbrodnie, których się dopuścił. Powraca na życzenie Laurensa Bancrofta (James Purefoy), by rozwikłać kryminalną zagadkę jego śmierci. Kto pociągnąć za spust, pozbawiając bogacza życia i wspomnień z ostatnich godzin, które nie zdążyły zapisać się na dysku? Podejrzanych jest wielu, począwszy od żony – uwodzicielskiej Miriam (Kirstin Lehman), przez żądnego zemsty Vernona (Ato Essandoh), a na zazdrosnym synu skończywszy. Kovacs staje przed wyzwaniem, policja depcze mu po piętach, a intryga zatacza coraz szersze kręgi. Nic i nikt nie jest tym, kim się wydaje.
Altered Carbon opiera się na dwójce bohaterów – wcześniej wspominanym Kovacsu, który próbuje sprostać stawianym przed nim wymaganiom, a przy okazji rozprawić się z mrokami przeszłości i tęsknotą za siostrą oraz jedyną miłością swojego życia Quell, oraz policjantce Kristin Ortega (Martha Higareda). Kobieta depcze Kovacsowi po piętach, upatrując w nim jedynej szansy na rozwiązanie dawnej sprawy, w którą został wrobiony jej narzeczony. Z każdym odcinkiem odkrywamy coraz większe brudy w policyjnym świecie, w którym korupcja i przymykanie oka stają się codziennością. Ortega staje się jedyną sprawiedliwą, która – niczym w westernie – walczy ze zbirami uciskającymi bezbronnych.
Pośród głównych wątków znajdzie się wiele pobocznych historii zapełnionych intrygującymi postaciami. A finalnie na szali stanie istnienie świata opartego na nieśmiertelności. Kalogridis doskonale balansuje między wizualnym zachwytem bohaterskich potyczek, a rozważaniami nad sensem ludzkiego istnienia. Ciekawie buduje relacje między bohaterami skupionymi na swojej misji. Daje innowacyjne narzędzia do walki, wieszcząc przy tym – nieco w stylu Black Mirror – upadek ludzkości. Ludzie przestali istnieć, pozostały dziwne hybrydy. Bogowie własnego losu kreujący własne życie niczym w grze komputerowej.
Altered Carbon zachwyca intelektualną precyzją – wielowarstwowa opowieść jest wręcz stworzona do wielokrotnego odtwarzania – oraz wizualnym rozmachem. Każde ujęcie tworzy intrygujący obraz, a kadrowanie wychodzi poza schemat. Serial Netflixa proponuje romans sci-fi z thrillerem i nutką romansu. Nie unika odważnych scen erotycznych i tych pełnych przemocy. To mroczna wizja przyszłości, w której Kinnaman jest nieustępliwym bohaterem w stylu kina noir. Postawny z nutą tajemnicy pociąga swoją nieprzeniknionością i odwagą.
Serial Netflixa zdecydowanie zasługuje na uwagę, choć ma swoje problemy – rola przeznaczona dla Azjaty jest ponownie odgrywana przez białego mężczyznę, a akcja rozkręca się niezwykle powoli, wprowadzając początkowo chaos i wiele znaków zapytania. Dopiero w drugiej połowie sezonu możemy liczyć na odpowiedzi na nurtujące nas pytania i okrycie kart przeszłości Kovacsa. Mimo wszystko Altered Carbon to ciekawy miks, który zachwyca dość spójną wizją przedstawionego świata. Dreszczowiec w neonowym płaszczu futurystycznej lubieżności.