-daję 7 łapek!
Aladyn to łobuzerski film pełen barw, skoków i wyskoków. Guy Ritchie w swoim stylu wyłuskuje z opowiadanej historii dynamikę i słownego pazura, dzięki czemu baśń Disneya zyskuje współczesny sznyt, a także feministyczne przytyki i wymowę. I choć obywa się bez wielkich zaskoczeń, na plus pozostanie fakt, że film o biednym chłopcu, który odnajduje lampę z dżinem można uznać za udany.
Kolorowa rzeczywistość arabskiego świata zalewa ekran i wypełnia pozytywną energią. Sprytny złodziejaszek Aladyn (Mena Massoud) z małpką na ramieniu przechadza się po targu, skąd magicznie znikają rzeczy. Przez przypadek natrafia na piękną dziewczynę, która zostaje oskarżona o kradzież. Pomaga jej wydostać się z kłopotów i przy okazji zwija jej drogocenną biżuterię. Para wpada sobie w oko od pierwszego wejrzenia, ale nieszczęsny los będzie rzucał kłody pod nogi, zanim ich miłość zostanie spełniona.
Czytaj także: Dumbo
Mężczyzna zdobywca, kobieta niewinna nagroda. Ten schemat nadal przewija się w Aladynie, ale Ritchie z sukcesem i sporym dystansem punktuje przedmiotowe traktowanie kobiet. Królewna Dżasmina (Naomi Scott) nie chce być tylko elementem dobicia targu sułtana z przybyłym królewiczem. Sama pragnie podejmować decyzje i wyrażać własne opinie. Dżafar (Marwan Kenzari) ironicznie określa jej rolę, mówiąc, że nikt nie chce jej słuchać, a jedynie podziwiać jej wygląd. Dżasmina chce się wyrwać z tego odwiecznego schematu, dlatego cieszy feministyczna wymowa finału.
Disney po nieudanych remake’ach (Dumbo) ma ciężki orzech do zgryzienia. Tym bardziej cieszy fakt, że dość poprawna wersja Aladyna nie popada w nudne odmęty, ale pozostaje wierna oryginałowi z dodatkiem fenomenalnych inscenizacji Ritchiego. Brytyjski reżyser tworzy film, który przypomina dynamicznego Sherlocka Holemsa – żwawe tempo, charyzmatycznie bohaterowie i królestwo słowa. Pomimo tego, że nie ma wielu odejść od oryginalnej opowieści i wszyscy wiemy, jak zakończy się historia miłości księżniczki i złodziejaszka, seans staje się wytrawną rozrywką pełną pięknych choreografii i intrygujących aranżacji.
Czytaj także: Filmowe wersje bajek Disneya
Kluczową rolą odkrywa jednak szalony dżin. Ta postać wzbudzała najwięcej obaw już na etapie pierwszych zwiastunów i plakatów. Niebieski stworek szybko staje się czarnoskórym Willem Smithem, a ten z kolei tworzy jedną z lepszych ról ostatnich lat. Szalony z niebywałą energią wygląda jak dziecko, które bawi się w najlepszą z możliwych zabaw. Nawet duet Massoud i Scott tworzą wzruszającą i piękną parę, która potrafi wykrzesać ze swoich bohaterów nieco więcej niż cukierkowy wygląd.
Aladyn nie jest dziełem wybitnym. To raczej poprawnie zrealizowana produkcja, która najwięcej zyskuje dzięki słownemu dystansowi, kolorowej aurze i poczuciu humoru. Ritchie nie podchodzi do swojego filmu na kolanach, a ze znaną sobie swadą bawi się disnejowymi postaciami. Dzięki jego radości tworzenia i pozytywnej energii, która bije z ekranu, można puścić w niepamięć niektóre wymuszone żarty i niezgrabne rozwiązania.