Autor artykułu: Dagmara Gawrońska
Rogi, smoki, lajkoniki i hejnał przyznane – oznacza to, że jeden z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie festiwali filmowych oficjalnie zakończony. Co mnie w nim zachwyca i dlaczego warto wpisać termin przyszłorocznego festiwalu w kalendarz? Przeczytajcie sami.
Widzowie mieli okazję zaznać potężnej dawki filmów. Na ekranie pojawiło się aż 250 obrazów skupionych w sekcjach konkursowych i pozakonkursowych. Filmy oceniało sześć składów jurorskich z przedstawicielami wielu państw z całego świata. Spoza krajów Europy filmowcy przybili również z Iranu, Izraela, a nawet z Indii. W jury znalazła się m.in. Dorota Kobiela (reżyserka filmu „Twój Vincent”), Anna Jadowska (reżyserka filmu „Dzikie róże”) czy Marcin Borchardt (jego film „Beksińscy. Album wideofoniczny” w ubiegłym roku otworzył 57. Krakowski Festiwal Filmowy).
Natomiast tegoroczny festiwal zainaugurował dokument „Koncert na dwoje”, opowiadający historię genialnego dyrygenta i muzyka – perfekcjonisty, piszącego kolejne utwory nawet podczas codziennych sklepowych zakupów. Lekki, zabawny, odzwierciedlający ogromną pasję i zaangażowanie Jerzego Maksymiuka. Co więcej, zaproszeni goście mieli wyjątkową okazję usłyszeć na żywo kilka utworów pianistycznych w jego wykonaniu.
Co roku odbywa się prezentacja kinematografii wybranego kraju. W poprzednich latach widzowie mieli możliwość przyjrzenia się najnowszym produkcjom z Niemiec, Szwecji, Litwy czy Wielkiej Brytanii. Tegorocznym bohaterem była obchodząca stulecie państwowości Estonia. W ramach sekcji „Fokus na Estonię” obejrzeć można było siedem dokumentów poruszających tematykę marzeń, trudnych decyzji, historii, niekończącej się walki. W sekcji tej znalazło się także kilkanaście estońskich etiud studenckich.
Co jeszcze wyróżnia KFF spośród innych festiwali? Z pewnością rekomendacja do Europejskiej Nagrody Filmowej, odpowiednika amerykańskich Oscarów. W tym roku wyróżniony został rosyjski dokument „Biała mama”, traktujący o niezwykłych trudnościach wychowawczych. Tytułowa biała mama sześciu ciemnoskórych dzieci decyduje się na adopcję białego chłopca. Wszystko komplikują problemy psychiczne wychowanka.
Podczas tego filmowego święta wręcza się także nagrodę Smoka Smoków, w tym roku przypadła ona ukraińskiemu reżyserowi. Sergei Loznista to czterokrotny laureat Krakowskiego Festiwalu Filmowego. „Stary cmentarz żydowski” miałam okazję zobaczyć ponownie po czterech latach, kiedy to uzyskał zachwyt ze strony jury Międzynarodowego Konkursu Filmów Krótkometrażowych. Swoją obecnością festiwal zaszczycił również Etgar Keret, mistrz krótkiej prozy, główny bohater wyświetlanego dokumentu „Etgar Keret. Oparte na prawdziwej historii.”
Teoretycznie obserwujemy festiwal branżowy, a jednak filmy bardziej offowe niż na niejednym off festiwalu. Brak komercji czy telewizyjnych gwiazdek sprawia, że można bardzo dobrze poznać prawdziwe kino. Różnorodność filmowa jest ogromna: animacje, fabuły, dokumenty – krótkie, średnie i długie formy.
Podczas oglądania niektórych zastanawiałam się, co robią one na festiwalu. Inne natomiast zapierają dech w piersiach. Faworyt, który mnie rozbawił – być może trochę zażenował – to „Tungrus” o kogucie terroryzującym domowników. Lata tam gdzie chce, dziobie kogo chce, zakłóca życie rodziny do tego stopnia, aż postanawiają zrobić z niego danie główne. Spotkałam się z różnymi stworzeniami trzymanymi na 50 m2, ale udomowiony kogut przeszedł moje najśmielsze wyobrażenia.
Inna – równie ciekawa propozycja – to czarno-biały i niemy dokument Loznitsy „Poczekalnia”, w którym reżyser przez 20 minut obserwuje śpiących pasażerów na dworcu kolejowym. Koneserzy kina na Krakowskim Festiwalu Filmowym odnajdą się więc doskonale.
Nie zabrakło oczywiście masy wydarzeń industry, spotkań one-on-one, pitchingów, sesji Q&A czy plenerowego kina pod Wawelem. Wszystko razem stworzyło niesamowity klimat. Jednym z najbardziej polecanych filmów był „Książę i dybuk” Michała Waszyńskiego, pozycja obowiązkowa dla wszystkich zainteresowanych kinową tematyką.
Zamiast wykwintnego bankietu w środę, festiwal jak co roku stawia na koncertową noc na Kazimierzu w legendarnej Alchemii. Pasjonaci kina mają wyjątkową sposobność nawiązania kontaktów z festiwalowymi gośćmi. Z kolei dla filmowców to okazja do poznania prawdziwej atmosfery żydowskiej dzielnicy oraz spróbowania, nieznanych dotąd obcokrajowcom, zapiekanek.
KFF słynie z przyznawania ogromnej ilości nagród. Podczas ceremonii zamknięcia nie dzieje się zupełnie nic oprócz wręczania nagród – przez prawie dwie godziny. Zdecydowanie najwięcej razy na scenie zagościła Marta Prus, odbierając nagrody za swój dokument „Over the limit”. Zdobyła nim nawet serca publiczności.
Wyróżniono też m.in. trzy polskie krótkie metraże, które miałam okazję zobaczyć. Pierwszy to intrygująca animacja „III” Marty Pajek, ubiegłorocznej laureatki festiwalu. Drugi to nakręcony z lekkim przymrużeniem oka, malujący uśmiech na wszystkich twarzach dokument „Siostry”. Ukazane w nim zostało codzienne życie klasztorne sióstr Benedyktynek, czyli to czego zazwyczaj nie można zobaczyć poza bramami klasztoru. Trzeci to fabuła „User” – tak aktualna, wprowadzająca widza w tajniki cyberprzestrzeni, niebezpieczeństwa panującego w wirtualnej sieci. Pokazująca uczucia kobiety i mężczyzny poznających się na wideoczacie, stawiająca pytanie do czego może doprowadzić internetowa znajomość podczas jednej nocy.
Uznanie zdobyła także krótka francusko-belgijska fabuła „Spuśćcie psy”, w której główna bohaterka – zagubiona i bezradna – posuwa się do podpalenia własnego domu. Celem jest bowiem pogodzenie dwóch jej najbliższych osób – brata i życiowego partnera.
NAGRODY
- ZŁOTY RÓG w Międzynarodowym Konkursie Filmów Dokumentalnych dla reżysera: Talal Derki za film „O ojcach i synach” (Katar, Liban, Niemcy, Syria).
- ZŁOTY SMOK w Międzynarodowym Konkursie Filmów Krótkometrażowych dla reżysera: Armelle Mercat za film „Popraw włosy, Oliver” (Francja).
- ZŁOTY HEJNAŁ w Międzynarodowym Konkursie DocFilmMusic dla reżysera: Stephen Nomura Schible za film „Ryuichi Sakamoto: Coda” (USA, Japonia).
- ZŁOTY LAJKONIK w Konkursie Polskim dla reżysera: Rafał Łysak za film „Miłość bezwarunkowa” (Polska).
Pełna lista zwycięzców dostępna na http://www.krakowfilmfestival.pl/pelna-lista-laureatow-58-krakowskiego-festiwalu-filmowego/.
Dla mnie to już czwarty z rzędu Krakowski Festiwal Filmowy. Tak jak w ubiegłych latach przepełniony mnóstwem wydarzeń i świetnych filmów. Nie sposób zobaczyć wszystkich obrazów, nie sposób uczestniczyć we wszystkich wydarzeniach, ani poznać ponad 800 akredytowanych gości. Wypełnienie całego dnia festiwalowymi aktywnościami trochę męczy, ale z uśmiechem na twarzy mogę przyznać, że jest tego warte. A data 59. KFF już znalazła się w moim kalendarzu.
Zapraszamy do śledzenia nas na Facebooku i Instagramie!
[R-slider id=”2″]