Nie zamierzam oceniać prawdy historycznej. Nie chcę być pełna ironii czy złego nastawienia, patrząc na ten film z oczekiwaniem na drugą odsłonę losów polskich pilotów (Dywizjon 303. Prawdziwa historia). 303. Bitwa o Anglię jest dla mnie tylko i wyłącznie filmem, który zobaczyłam i chciałam przeżyć emocje. Patrzeć na młodych ludzi, którzy zasiadając za sterami myśliwców, stawiali na szali całe swoje życie. David Blair nie uderza w patetyczne nuty, nie dokleja bohaterom na siłę aureoli i nie czyni z nich niezrównanych herosów. To opowieść o poświęceniu, odwadze, brawurze, ale przede wszystkim szarej rzeczywistości, w której wojna pozbawia złudzień na lepsze jutro.
303.Bitwa o Anglię opowiada o ludziach z krwi i kości. Przedstawia bohatera zbiorowego i ma niemałe problemy w pokazaniem osobowości. Polscy piloci to dywizjon i odbieramy ich jako całość, choć Blair próbuje wyłuskać poszczególne postaci. Patrzymy na charyzmatycznego Jana Zumbacha (zdubbingowany Iwan Rheon!), który próbuje trzymać cały zespół razem i podbudowywać ich morale, jak i na owianego legendą Urbanowicza (Marcin Dorociński). Mamy silnie religijnego chłopaka, zabawnego Czecha, gotowych do poświęceń i tych, którzy marzą o przyniesieniu dumy rodzinie. Zbiorowość różnych osobistości, która w powietrzu staje się jednym żywym organizmem. I to właśnie w samolotach mężczyźni tracą swoją tożsamość, zlewają się z tłem, a ich losy przestają być już tak ważne. Taki odbiór zapewne jest konsekwencją wyborów obsadowych – aktorzy są do siebie bardzo podobni i trudno odróżnić ich od siebie w pilotkach.
Blair dobrze sobie radzi z tworzeniem zwykłych ludzkich portretów. Pokazuje, że na wojnie również toczyło się zwykłe, przyziemne życie. Ludzie mieli ochotę się bawić, tańczyć, pić i kochać tak, jakby jutra miało nie być. Przelotne romanse, kumpelskie pogaduchy i uwielbienie angielskich obywateli to codzienność dywizjonu, która przenika się ze strachem, śmiercią i niewyobrażalnym zmęczeniem. Cieszy fakt, że twórcy nie podchodzą na kolanach do przedstawianych bohaterów, potrafią puścić oko do widza i wprowadzić niebanalny humor. Szkoda, że najsłabiej wypadają w najważniejszych momentach.
Efekty komputerowe są widoczne na pierwszy rzut oka. Widzimy cyfrowo wykreowane maszyny, które latają po brytyjskich przestworzach. Na niebie rozlegają się strzały, dochodzi do starcia między siłami RAF i Luftwaffe i… całe emocje siadają. Blair nie ma wprawy w reżyserowania scen akcji. Nie jesteśmy w stanie odróżnić siły brytyjskich od niemieckich. Gubimy się w podniebnych ewolucjach, które ograniczają się do nieustannej wymiany ognia. Brak tu szerszej perspektywy, umiejętnego budowania akcji, przez co walka dywizjony wygląda jak wycinek gry komputerowej.
303. Bitwa o Anglię to rzetelne kino wojenne, które unika przepychu i napompowanej atmosfery. To filmowa opowieść z dala od patriotycznych uniesień i nadużywanych sloganów. Blair tworzy raczej ukłon wobec polskich bohaterów, którzy po wojnie zostali zapomniani, a także wygnani z Anglii. Oddaje im cześć, podkreślając niebywałe zasługi, ale jest przy tym wyważony bez patetycznego zadęcia. Jest przyziemnie, choć w przestworzach walecznego ducha.