Rok 2024 przyniósł kinomanom prawdziwe perły światowej kinematografii. Od emocjonujących dramatów po brawurowe musicale i filmy akcji – właśnie te produkcje podbiły serca widzów i krytyków. Przygotowałam zestawienie 10 najciekawszych filmów tego roku, które skradły moje serce. Większość z nich widziałam dwukrotnie i to wciąż tak samo na mnie oddziaływują.
Jak co roku poniższa lista jest subiektywna i stworzona z potrzeby serca. Czekam na Wasze filmowe zachwyty z tego roku.
Top 10: Najlepsze Filmy 2024
Babygirl, reż. Halina Reijn
Nie mamy z Babygirl łatwej relacji. Po pierwszym seansie na festiwalu w Wenecji byłam rozczarowana i nieco zirytowana łopatologią narracji w finałowych sekwencjach. Jednak ten film po wielu miesiącach nadal siedzi mi w głowie. To ciekawa próba opowiedzenia o kontroli, kobiecej seksualności i potrzebie zrozumienia siebie i własnych potrzeb. Nicole Kidman świetnie wygrywa wątpliwości swojej bohaterki. Jest uroczo zapięta po szyję, ale też pełna namiętności.
Reijn bywa czasami zbyt oczywista i zachowawcza, ale wciąż tworzy obraz intrygujący i pociągający zarówno w warstwie wizualnej, jak i muzycznej. W pamięci zostanie scena z mlekiem czy sensualny taniec Harrisa Dickinsona w rytm piosenki „Father Figure” George’a Michaela.
Kod zła, reż. Osgood Perkins
Nie należę do największych fanek horroru, choć ostatnio coraz częściej eksploruję współczesnych twórców, którzy na nowo definiują ramy tego gatunku. Kod zła od pierwszych minut buduje nastrój grozy i w tym nieustannym oczekiwaniu na najgorsze prowadzi widza do samego końca. Parkins urrealistyczny koszmar, który potrafi fascynować. Opowieść o traumie, wyparciu i stawianiu czoła przeszłości. Odkrywaniu zakamarków pamięci, które mogą doprowadzić do niesamowitych miejsc. To historia, w której Szatan rozgaszcza się na dobre, a reżyser perfekcyjnie wykorzystuje jego arsenał broni: strach przed grzechem, oczekiwanie na najgorsze, samotność i czas.
Przeczytaj także: Emilia Perez
Dobrzy nieznajomi, reż. Andrew Haigh
Już w lutym pisałam, że Dobrzy nieznajomi to najsmutniejszy film roku. Podtrzymuję swoją opinię. Chyba na żadnej produkcji nie płakałam tak, jak na produkcji Andrew Haigh. Świetny duet Andrew Scott i Paul Mescal to gwarancja aktorstwa na najwyższym poziomie, a także wrażliwego patrzenia na rzeczywistości.
To opowieść utkana z delikatnych nici samotności i pragnienia bliskości sprawia, że łzy mimowolnie napływają do oczu. Tak niewiele potrzeba, by kino dotknęło duszy i opatuliło ją niczym kocyk w pochmurny dzień. Przywodzi na myśli Ghost story Davida Lowery’ego i pokazuje, że zawsze jest dobry czas na spotkanie z własnymi uczuciami.
Civil War, reż. Alex Garland
Alex Garland zabiera nas w centrum wojennego piekła niczym na rodzinną przejażdżkę na piknik. Usadza na krawędzi fotela i nie pozwala złapać oddechu, precyzyjnie konstruując opowieść nie tyle o wojnie, co poszukiwaniu człowieka w obliczu humanistycznego kryzysu. Civil War nie bawi się w wyszukane metafory, uderza prostotą przekazu, kakofonią dźwięku i bohaterami, którzy są ludźmi z krwi i kości, a nie papierowymi ideami.Garland unika taniego populizmu, skutecznie gra emocjami i daje widzom widowisko, o którym nie można zapomnieć. Kino wojenne podszyte osobistym dramatem, które skutecznie wciska się w serce.
Anatomia upadku, reż. Justine Tiret
Dzięki Anatomii upadku ten rok upłynął w rytmie Bacao Rhythm & Steel Band – PIMP, a Triet pokazała, że potrafi budować napięcie. Choć Anatomia upadku to kameralna opowieść, w której kamera stoi blisko bohaterów, czuć w niej emocjonalny i tematyczny rozmach. Reżyserka nie wybiera drogi na skróty i nie próbuje na siłę budować dopowiedzeń. W jej własnych poszukiwaniach prawdy tkwi prawdziwa siła. W tej historii nie ma jednoznacznych odpowiedzi. Na próżno szukać usprawiedliwień i wyjaśnień. Nigdy nie dowiemy się, co tak naprawdę wydarzyło się tego feralnego dnia. Ten film to sztuka stawiania pytań i nie oczekiwanie odpowiedzi. Świat pełen jest wątpliwości i nie zawsze zostają one rozwiane. Mocne, gęste i świetnie zagrane kino o prawdzie i jej braku.
Przeczytaj także: Substancja
Joker: Folie à deux, reż. Todd Philips
Kocham ten film całym sercem i kompletnie nie przeszkadza mi to, w jaki sposób został odebrany na całym świecie. Jestem zachwycona tym, jak Philips igra z oczekiwaniami widzów, bawi się gatunkami, łączy musical z dramatem sądowym i dekonstruuje samą postać Jokera. To opowieść o tym, że czyste zło jest bardziej fascynujące niż złamany człowiek.
Sequel jest bardziej kameralny, bez społecznego i politycznego wydźwięku. To historia człowieka, który rozpadł się na kawałki i nie ma już dłużej siły grać kogoś, kim nie jest. Philips zostawia nas z bolesną refleksją, że wielu chciałoby być Jokerem, ale nie każdy może, a duch rewolucji może przerosnąć mistrza.
Dziewczyna z igłą, reż. Magnus von Horn
Dziewczyna z igłą Magnusa von Horna to film, który nadal w sobie noszę. Pięknie dopracowany wizualnie przywodzi na myśl niemiecki ekspresjonizm i szwedzką szkołę. Poruszający precyzją opowiadania. Skromny i powściągliwy w emocjach, a jednak skutecznie uderzający w splot słoneczny. Nie ocenia portretowanych bohaterek, daleko od schematów i uprzedzeń, przez co niezwykle wrażliwy i momentami przerażający. Kino bólu, kobiecej bezradności i niełatwych decyzji.
Anora, reż. Sean Baker
Anora to poruszający portret Ameryki walczącej o lepszy byt, ale przede wszystkim mocna opowieść o kobiecie, która będąc uprzedmiotowioną marzy o tym, by stać się podmiotem w swoim własnym życiu. Baker tworzy film dynamiczny, niebywale zabawny, ale też dojmujący. Jednak to przede wszystkim film Mikey Madison – jest świetna, dynamiczna i niemalże rozsadza ekran swoją energią, a przy tym zachowuje dumę i odrobinę nostalgii.
Przeczytaj także: Anora
Substancja, reż. Coralie Fargeat
Co to jest za film! Do tego najlepsza rola Demi Moore i prawdziwy popis Margaret Qualley.
Powiedzieć o Substancji, że to świetny body horror, to tak jakby nic nie powiedzieć. Coralie Fargeat tworzy wielowarstwową opowieść o kulcie piękna, satyrę na świat gwiazd i celebrytów i fantazję wiecznej młodości. Jest brutalna w swojej opowieści. Nie odwraca oka kamery od obrzydliwości, makabry i rozpaczy.Film Fargeat niemalże natychmiast kojarzy się ze światem Cronenberga czy Titane Julie Ducournau (nie jestem fanką tego filmu!). Jednak jej okropieństwa nie wywołują bólu, a prowokują do szaleńczego gonienia za bohaterkami, które wyruszyły w pogoń za uciekającym czasem.
Emilia Perez, reż. Jacques Audiard
Zoe Saldana! To ona błyszczy w tym filmie najbardziej i pozwala odkryć się na nowo poza superbohaterkim uniwersum.
Jacques Audiard w Elimii Perez nie bierze jeńców. Wychodząc od abstrakcyjnej sytuacji, buduje opowieść o byciu sobą, drodze do wewnętrznej wolności i miłości. Genialny (anty)musical w ramach kina kryminalnego.
To film zrealizowany z rozmachem i dużą dozą poczucia humoru. Wśród piosenek opisujących społeczne nierówności, znajdzie się oda do waginoplastyki. Audiard sprawnie żongluje powagą i przerysowaniem. Uderza w telenowelowe tony, ale potrafi też oddać ciężar kryminalnego gatunku. Na ekranie rozgrywa się istne szaleństwo. To czysta rozrywka, w którą chce się zanurzyć i smakować każdy kadr. Jest brawurowo, ale ze smakiem i wyczuciem.