Przyznam szczerze, że na Listy do M. 3 wybrałam się z wewnętrznego – recenzenckiego – poczucia obowiązku, a nie z czystej ciekawości. Podczas gdy pierwsza część wyreżyserowana przez Mitję Okorna zachwycała lekkością i świąteczną aurą, druga – w wersji Macieja Dejczera – pełna była minorowego nastroju i żenujących gagów. Scenarzyści (Marcin Baczyński, Mariusz Kuszewski) naprawili swój błąd. Z nadmiaru postaci wyłuskali te najbardziej ciekawe, dodali uroczych i sympatycznych nowych bohaterów i wpuścili ducha nie tyle świąt, co prawdziwej miłości.
Kazik (Mateusz Winek) wyrasta na bystrego obserwatora rzeczywistości. Chłonie niczym gąbka rozmowy dorosłych, co pomaga mu budować swój światopogląd. Oddany pod opiekę roztrzepanego ojca Melchiora – Świętego Mikołaja (Tomasz Karolak) pragnie odnaleźć dziadka, a przy okazji naprawić rodzinne relacje. Karina (Agnieszka Dygant) i Szczepan (Piotr Adamczyk) przeżywają drugą młodość i po powrocie z Meksyku waletują u swojej córki, która z powodzeniem założyła własną rodzinę. Zuza (Katarzyna Zawadzka) przez przypadek poznaje w metrze uroczego chłopaka. Będzie musiała dokonać wyboru między sercem a rozumem. Wojciech (Wojciech Malajkat) nie potrafi uporać się ze śmiercią żony, a Karolina (Magdalena Różczka) nieustannie szuka miłości idealnej.
Choć ilość wątków wydaje się przytłaczająca, wszystkie dobrze ze sobą współgrają, a bohaterowie strzelają do jednej bramki. W tym wyjątkowym okresie w roku chodzi o miłość, zrozumienie i wspólne spędzanie czasu. Tomaszowi Konieckiemu udało się wykreować przyjemną aurę magicznego oczekiwania na bliskość, dzięki czemu nie razi – momentami nachalne i pretekstowe – lokowanie produktu.
W Listach do M. 3 wciąż poruszamy się w granicach naiwności i umownej bajkowości przedstawianego świata, choć nieco solidniej stoimy na obu nogach. Wpadamy w sidła marzenia o księciu z bajki. Przyglądamy się przeżywaniu żałoby i spoglądamy na naprawę więzi rodzinnych, a to wszystko w niezwykle zabawnej formie. Królami tej odsłony Listów do M. pozostaną państwo Lisieccy. Agnieszka Dygant zachwyca werwą, podczas gdy Piotr Adamczyk dwoi i się troi, by pozostać statecznym mężczyzną po 40. Odrobina szaleństwa wypada doskonale w ich wykonaniu.
Tomasz Konecki bawi się formą komedii romantycznej, podąża za ustalonymi schematami i choć nie oferuje żadnych zaskoczeń, tworzy wyjątkowo przyjemne kino. Pomimo kilku uproszczeń i dziur logicznych, Listy do M 3. można uznać za udane. Magia świąt nie polega na wystawnej kolacji, błyszczącej choince czy kolędowaniu, ale na byciu razem z radością i wzajemnym szacunkiem. A niespodzianki same się wydarzą!